Wrocławianka Roku wspomina dzieciństwo. "Mama zdążyła tylko wziąć bochenek chleba i figurkę Niepokalanej"

Leokadia Wieczorek została laureatką nagrody Wrocławianka Roku. 89-latka przeżyła II wojnę światową jako dziecko i od wielu lat działa społecznie na rzecz historii i pamięci. 26 listopada spotkała się z mieszkańcami Wrocławia, by opowiedzieć swoją historię.

Jej świadectwo – poruszające, pełne bólu, ale i wdzięczności – brzmi dziś jak przestroga i jednocześnie hołd składany tym, którzy przetrwali. Wrzesień 1939 roku zapisał się w pamięci Leokadii jako moment, który przerwał jej dzieciństwo. 

- Mama zdążyła tylko wziąć bochenek chleba i figurkę Niepokalanej. Wywieźli nas do Dolnej Saksonii. To było dla mnie najtrudniejsze przeżycie – wyjazd na początku wojny - wspominała p. Wieczorek z domu Gaicka.

Rodzina Gaickich wraz z innymi Polakami, trafiła do przymusowej pracy na majątku rolnym w Westerburgu. Zakwaterowano ich w prowizorycznych pomieszczeniach w stodole. Jak stwierdziła bohaterka: „niedostosowanych do mieszkania, tylko do przetrwania”. Dorośli pracowali w polu od świtu do nocy, dzieci zostawały same.

- Często byłam głodna i bez opieki. Ale człowiek musiał się pogodzić z losem i przetrwać. W kolejnych latach wojny zaczęłam pracować. Pasłam gęsi. Jesienią przebieraliśmy jabłka, a w okresie wykopków zbieraliśmy ziemniaki - opowiadała L. Wieczorek.

Mimo skrajnego ubóstwa i strachu, rodzina miała ogromne szczęście: nie została rozdzielona, nie trafiła do komanda roboczego ani do obozu koncentracyjnego.

- Opatrzność nad nami czuwała, że trafiliśmy tam całą rodziną i nie przerzucano nas w czasie wojny. Był chłód, głód, cierpienie, ciężka praca, brak szkoły – ale w otoczeniu najbliższych - uważa dziś świadeck historii.

Życie bez szkoły było dla kilkuletniej Leokadii szczególnie bolesne. Wspomina. - Bardzo chciałam pójść do szkoły, ale chłopcy z Hitlerjugend rzucali w nas kamieniami, kiedy podchodziliśmy pod budynek.

Mimo zakazów, rodzice potajemnie uczyli ją czytać z przemycanego pisma „Rycerz Niepokalanej". - Pełnego alfabetu nauczyłam się dopiero, kiedy moje dzieci szły do szkoły – mówi dziś z uśmiechem.

Największym lękiem były nocne naloty. Kilkulatka najbardziej bała się bombardowań. Anglicy i Amerykanie zrzucali bomby nocą. Zaś w ciągu dnia każde spotkanie z umundurowanym Niemcem napawało ją przerażeniem.

89-latka jednocześnie zapamiętała tych, którzy wykazali się odwagą i człowieczeństwem: - Pamiętam niemieckiego lekarza, który po kryjomu leczył polskie dzieci, narażając się na represje. Choć byli jednak i tacy Niemcy, którzy donosili, oskarżając Polaków o rzekome kradzieże - mówiła p. Leokadia.

Do dzisiaj z rozrzewnieniem opowiada o wiośnie 1945 roku, kiedy wojna się zakończyła. To był najcudowniejszy dzień w jej wówczas 9-letnim życiu.

- Pootwierali wszystkie sklepy. Pobiegliśmy tam. Ja wzięłam szydełko i nici. A ludzie zabierali ze sklepu wszystko, jak stało. Dziedzic naszego gospodarstwa uciekł, obawiając się może jakiejś zemsty - opowiadała L. Wieczorek.

Gdy do wsi weszli amerykańscy żołnierze – wśród nich czarnoskórzy – Leokadia, nieświadoma świata poza wsią, przestraszyła się i pobiegła pod łóżko. Nie dała się namówic na wyjście nawet za czekoladę, którą mieli.

Leokadia Wieczorek to żywy pomnik siły, pokory i odpowiedzialności za prawdę. Jej historia jest dziś równie potrzebna, jak wtedy, gdy wybrzmiewała po raz pierwszy.

- To były straszne czasy, które pozostaną do końca moich dni. Trzeba o tym mówić, żeby historia nie uległa zapomnieniu - podsumował świadek historii.

Dalsza część jej historii i powrotu do Polski ukaże się w 50. numerze wrocławskiego Gościa Niedzielnego.
Wrocławianka Roku wspomina dzieciństwo. "Mama zdążyła tylko wziąć bochenek chleba i figurkę Niepokalanej"

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..