- Powierzamy się Bogu i prosimy o więcej szaleństwa w naszym życiu! - przywitał uczestników wrocławskiej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej o. Marcin Jeleń OP.
– Prośmy, żeby na tej drodze coś się w nas zmieniło, ale niech to On zadecyduje, co – mówił dominikanin na Mszy św. rozpoczynającej EDK. – Życzę wam ciężkiej nocy! Pogoda dopisała. Będzie trudno, tak, jak miało być.
– Chciałem przeżyć Drogę Krzyżową inaczej, nie przez 15–30 minut w kościele, wśród znudzonych ludzi... Chcę pobyć z Chrystusem nocą. On się męczył, idąc na Golgotę, ja chcę zakosztować coś z Jego męki. Myślę, że mi pomoże – mówił przed wyjściem pan Mirosław z Ostrzeszowa, dodając, że systematycznie przygotowywał się do EDK. – Robiłem sobie małe Drogi Krzyżowe, np. w pierwszy piątek miesiąca przeszedłem, rozważając mękę Jezusa, trasę 21-kilometrową. Mam gdzie wędrować, mieszkam w pięknej okolicy – w pobliżu, na Kobylej Górze, znajduje się jubileuszowy krzyż. Zastanawiamy się nawet z kolegą, czy nie zorganizować takiej EDK u nas.
– Chcę pomodlić się, spotkać Boga, ale też poczuć więź z nimi. Dobrze jest podejmować wezwania. Modlitwa w takim skrajnym zmęczeniu ma specyficzną formę – twierdził Ignacy, który na trasę wyrusza z dwoma Mateuszami (jeden idzie po raz kolejny, drugi o istnieniu EDK dowiedział się... przedwczoraj).
W ubiegłym roku na Ślężę „ekstremalni” pielgrzymi szli dwiema trasami. Tym razem mieli do wyboru cztery. Zapisało się w sumie prawie 500 osób. Trasę pomarańczową (50 km) w czasie zapisów wybrały 203 osoby, zieloną (52 km) – 191, brązową (68 km) – 67, a niebieską (76 km) – 13. Twórcą dwóch nowych, najdłuższych tras, jest Marcin Maciejewski, uczestnik wszystkich dotychczasowych wrocławskich EDK i współorganizator. – Pomyśleliśmy, że przydałyby się do wyboru jeszcze bardziej ekstremalne drogi, zresztą w Polsce powstaje ich coraz więcej. Nasza niebieska, 76-kilometrowa, jest w tej chwili druga co do długości w Polsce [najdłuższa ma... 100 km – przyp. aut.] – wyjaśnia. I dodaje, że sam też szuka dla siebie wciąż nowych wyzwań, uczestniczy czynnie w różnych sportowych wydarzeniach. – Tutaj jednak chodzi o coś innego. Nie można sobie zakładać, że za wszelką cenę muszę dojść do celu – wtedy byłoby to czysto sportowe wyzwanie. To ma być przede wszystkim czas spotkania z Bogiem, modlitwy, kontemplacji... Zakładam, że przejście niebieską trasą EDK zajmie mi 15–16 godzin. Jak będzie, zobaczymy...
Aktualizacja: Pierwsze osoby zaczęły docierać na szczyt Ślęży ok. 6.20. Marcin Maciejewski dotarł do celu o 10.20, jako pierwszy z uczestników idących najdłuższą, niebieską trasą. Pokonanie 76 km zajęło mu nieco ponad 14 godzin. – Miałem chwile kryzysu, gdzieś w okolicach trzech czwartych trasy. Nie było łatwo także pod sam koniec, gdy wchodziłem na Ślężę niebieskim szlakiem, na początku wodnistym, potem stromym, zaśnieżonym – wspomina. – Na pewno drogi nie ułatwiała wilgoć. Przemakają buty, stopy łatwiej ulegają otarciom. Przeżycia? Mocne, niezapomniane.
– Wyruszyło 440 osób, na szczyt doszło 220, czyli połowa – mówi Szymon Średziński, podsumowując tegoroczną ślężańską EDK. – Wiele osób zrezygnowało ze względu na złe warunki, chyba najtrudniejsze w historii wrocławskich Ekstremalnych Dróg Krzyżowych. Deszcz jest dużo trudniejszy od mrozu, wszystko przemaka, idzie się w błocie... Na Ślęży z kolei leży śnieg – kto tu doszedł, mógł podziwiać bajkowy krajobraz z oszronionymi drzewami.
Organizatorzy już myślą o kolejnych modyfikacjach tras. Wiadomo, że będzie jeszcze bardziej ekstremalnie.
Zobacz także: EDK Z NAMYSŁOWA DO BRZEGU i EDK Z GÓRY oraz TUTAJ.