Na pielgrzymich drogach usłyszysz mnóstwo niezwykłych historii - choćby o ślężańskim Ogrójcu i "babci leśnej" oraz o szalonych pomysłach "Bożych włóczykijów".
Adam, Bogdan i Ryszard to niestrudzeni pielgrzymi, ale i obrońcy – nieraz ratowali kaplicę stojącą przy czerwonym szlaku prowadzącym na Ślężę od strony ul. Piotra Włostowica. Kapliczka, jak głoszą umieszczone na niej cyfry, pochodzi z 1716 roku. Ma więc 300 lat.
– Kiedy byłem młody, chodziłem do lasu na grzyby i często przy niej bywałem. Jakoś wtedy „broniła się sama”. Nie miała krat, siatki, a nikt jej krzywdy nie robił – wspomina brat Adam, prowadzący ślężańską pielgrzymkę. Pamięta, że kaplica miała jeszcze jedną strażniczkę. – Mieszkała kiedyś w Sobótce pewna starsza pani, którą nazywaliśmy „babcią leśną”. Kiedy przychodziło lato, utrzymywała się z runa leśnego, z tego, co w lesie znalazła. Na ten czas właściwie przeprowadzała się do lasu, a nocowała w... kapliczce. Kiedyś zjawili się przy niej w środku nocy młodzi ludzie, z niejasnymi wobec kaplicy zamiarami. Raczej nie z Sobótki, nie wiedzieli bowiem o owej pani. Kiedy zerwała się na równe nogi w kapliczce, czmychali przerażeni gdzie pieprz rośnie.
Niestety, później raz po raz zdarzały się dewastacje. Niszczony dach, pogięty obraz Pana Jezusa w Ogrójcu (na blasze malowany), a nawet rozpalane w środku ognisko. Stojący obok krzyż też był regularnie niszczony – kiedyś leśnicy znaleźli go po drugiej stronie Ślęży. Obecnie kaplica jest zabezpieczona bardzo solidnie, Pana Jezusa w Ogrodzie Oliwnym ledwo widać zza krat i siatki. Pewnie tym bardziej czeka na chwilę serdecznej modlitwy przechodzącego obok turysty.
Pielgrzymkę na Ślężę niektórzy wydłużyli sobie o... kilkadziesiąt kilometrów. Aneta i Krzysztof wyruszyli w drogę nie rankiem pierwszego maja, a wieczorem dnia poprzedniego – ze Środy Śląskiej, nawiązując nieco do idei Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. – Poznaliśmy się właśnie na EDK. Szliśmy z dominikańskiego kościoła na Ślężę niebieską trasą, 76-kilometrową – mówi Aneta. Pokonali ją wówczas w ponad 17 godzin. – Teraz wyruszyliśmy z kościoła św. Andrzeja Apostoła w Środzie Śl. po wieczornej Mszy św. Szliśmy przez całą noc Szlakiem św. Jakuba, ale „pod prąd” (szlak prowadzi normalnie w odwrotnym kierunku), do kościoła św. Jakuba w Sobótce. Doszliśmy tu o 9.00 i razem ze wszystkimi wyruszyliśmy na Ślężę.
Pokonali 56 km, ale – żeby nie przyjść do Sobótki zbyt szybko – okrążyli sobie jeszcze Zalew Mietkowski. – Kolega był bardzo pomocny. Pożyczył mi swój drugi sweter, gdy było zimno, dzielił się herbatą, pilnował szlaku – mówi Aneta. – Po drodze byliśmy wystawieni na poważne pokusy – uśmiecha się Krzysztof. – Jacyś imprezowicze zapraszali nas usilnie na kiełbasę i wódkę. Byli bardzo mili, ostatecznie jednak nie skorzystaliśmy z zaproszenia.
Pielgrzymi po drodze modlili się m.in. Godzinkami. Oboje są zaprawieni w dalekich wędrówkach. Krzysztof to wytrawny pielgrzym, Aneta również – ponadto dużo biega, uczestnicząc w maratonach, półmaratonach. – Uważam, że każdy powinien podejmować pielgrzymi trud stosownie do swoich możliwości – twierdzi. – Jeśli biega, trenuje, ma dobrą kondycję, powinien dać z siebie coś więcej.
Połączenie pierwszomajowej pielgrzymki, wędrówki drogami św. Jakuba oraz idei EDK – pomysł dla wytrawnych „Bożych włóczykijów”.
Zobacz także TUTAJ.
Bogdan, Adam i Ryszard na szczycie Ślęży Agata Combik /Foto Gość Kapliczka przy czerwonym szlaku Agata Combik /Foto Gość