Odnaleziony w katedrze obraz Madonny - XVII-wieczna kopia obrazu Rogiera van der Weydena - to zabytek szczególny.
– Dawno pogodziliśmy się z tym, że to jedno z dzieł, które bezpowrotnie utraciliśmy. Okazuje się, że nigdy nie wiadomo, czy utrata jest bezpowrotna – mówi prof. Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu.
– Przez ostatnie kilkadziesiąt lat nie mieliśmy żadnej wiedzy na temat jego powojennych losów. Przed wojną natomiast – na co mamy liczne dowody – znajdował się, wraz z okazałą ramą manierystyczną, na zachodniej ścianie Kaplicy Mariackiej.
Dzieło jest interesujące nie tylko z racji wartości artystycznej. Niewątpliwie jest pamiątką po ciekawym człowieku, jakim był dziekan katedry wrocławskiej, kanonik Nikolaus von Troilo.
– Był bardzo zasłużony dla katedry, dla diecezji, Wrocławia. Przyszło mu pełnić wysokie funkcje kościelne w czasach, gdy biskupem był tu Karol Ferdynand Waza, rzadko bywający we Wrocławiu. De facto to właśnie Troilo reprezentował wówczas Kościół katolicki na Śląsku – tłumaczy P. Oszczanowski. – Czasy były burzliwe, tragiczne – trwała Wojna Trzydziestoletnia, Kościół katolicki tymczasem wdrażał w życie reformę trydencką… Troilo – zaliczany do grona wykształconych duchownych, którym na sercu leżała odnowa Kościoła katolickiego – zasłynął w tym okresie jako wytrawny mecenas sztuki.
Obraz, jaki ufundował, może zaskakiwać. Dzieło powstaje w 1627 r., ale jest kopią obrazu średniowiecznego, autorstwa Rogiera van der Weydena (1399/1400 - 1464), klasyka malarstwa niderlandzkiego – wyjaśnia profesor. – Kopii tego obrazu mamy kilkadziesiąt – nie zachował się jednak prototyp, funkcjonuje jedynie w takim „zmultiplikowanym przekazie”, w postaci kopii. Toczy się nawet dyskusja, czy na pewno jego twórcą był R. van der Weyden.
Co sprawiło, że w XVII w. tak świadomie powrócono do wzorca średniowiecznego? – Myślę, że jest to efekt bardzo świadomej postawy fundatora, który tym sposobem powrócił do typu przedstawienia Madonny, w jego przekonaniu, jak mniemam, najdoskonalszego – mówi P. Oszczanowski. – Można by się spodziewać, że wykształcony człowiek tamtego czasu będzie patrzył z pewną dozą dezaprobaty na „wieki średnie”. Okazuje się, że nie. W tej epoce doszukuje się pewnych wartości, które być może – w przekonaniu Troile’a, w późniejszym czasie utraciliśmy. Chodzi o element mistyczny, boski. Średniowieczny schemat odznacza się wielkim liryzmem, wręcz intymnością. Matka – w której oczach widać świadomość przyszłości Syna – przytula Go do policzka w bardzo naturalnym geście, z czułością. Widać tu coś, czego być może zabrakło potem trochę w sztuce renesansu, gdzie epatowano pięknem kształtów, prawdziwością przekazu, proporcjami, symetrią, perspektywą…
Dyrektor dodaje, że na szczęście istnieje bardzo dobra dokumentacja z lat 30. XX wieku, która pozwala odtworzyć prawdopodobny wygląd zniszczonego obrazu, łącznie z kolorami . Muzeum Narodowe we Wrocławiu przygotowuje się do otwarcia wystawy „Wrocławska Europa”, gdzie jednym z „bohaterów” będzie właśnie Nicolaus Troilo. – Będziemy zabiegać o to, by pokazać obraz w tym stanie, w jakim jest. Odbijają się w nim przecież dzieje katedry wrocławskiej – zniszczonej, spalonej. Widać ślady mechanicznych uszkodzeń, wody, być może ognia – tłumaczy.
Widzowie będą mogli również zobaczyć jak prawdopodobnie obraz może wyglądać po konserwacji. Już warto zarezerwować czas.
Zobacz także TUTAJ.