Zawsze miał czas dla studentów. "Uwaga, człowiek!" - powtarzał. Wieczorami obchodził z różańcem w dłoni Ostrów Tumski. Był gotów rozdać wszystko, co miał. Życie, ocalone także dzięki ofierze nowogródzkich nazaretanek, podarował Bogu i ludziom bez reszty.
Aleksander Zienkiewicz przyszedł na świat 12 sierpnia 1910 r. we wsi Lembówka ma Wieleńszczyźnie, 3 kwietnia 1938 r. przyjął święcenia i został kapłanem diecezji pińskiej. Pełnił funkcję rektora kościoła farnego w Nowogródku, prefekta tamtejszego gimnazjum oraz kapelana sióstr nazaretanek. Jedenaście z nich zostało zamordowanych przez hitlerowców 1 sierpnia 1943 (w 2000 r. beatyfikował je Jan Paweł II jako męczennice). – Ich ofiara miała ogromny wpływ na duchowość „Wujka”. Wiedział, że siostry oddały życie także w intencji jego ocalenia – podkreśla ks. Andrzej Dziełak, postulator procesu beatyfikacyjnego ks. Zienkiewicza.
Po wojnie, jako przymusowy repatriant, trafia na zachód Polski. Jest katechetą, prefektem, potem rektorem wrocławskiego seminarium. Pełni wiele funkcji. W pamięć wrocławian i nie tylko wpisuje się zwłaszcza jako niezapomniany duszpasterz młodzieży akademickiej, „Wujek”.
– W czerwcu 1980 r. dowiedziałem się, że będę duszpasterzem akademickim „Pod Czwórką”, pomagając w pracy ks. Aleksandrowi Zienkiewiczowi – wspomina ks. A. Dziełak. – „Wujka” znałem z seminarium – miał z nami zajęcia z literatury polskiej, z języka polskiego; był spowiednikiem kleryków. Oczywiście powszechnie znany był jako duszpasterz akademicki. Przystępowałem do pracy u jego boku z radością, ale i z pewną nieśmiałością, mając u boku też starszego kolegę, ks. Mirosława Drzewieckiego. Pracujący przedtem z „Wujkiem” ks. Adam Dyczkowski został biskupem.
Ks. A. Dziełak podkreśla specyfikę tamtego okresu – był to czas, gdy jeszcze wszyscy żyli pierwszą pielgrzymką Jana Pawła II do Ojczyzny, czas „Solidarności” i, wkrótce potem, stanu wojennego. – Wszystko to wplatało się w naszą codzienną posługę duszpasterzy akademickich. Młodzież bardzo mocno chłonęła to, co działo się w społeczeństwie – mówi. – Prawdziwym skarbem była wówczas obecność „Wujka”, który miał za sobą szczególne doświadczenia – przeżył już przemoc Armii Czerwonej, która 17 września najechała na Nowogródek, przeżył grozę reżimu hitlerowskiego.
– Trudno wymienić wszystkie „promienie” z bogactwa jego duchowości, ale przede wszystkim to był człowiek bardzo głębokiej modlitwy. Było to widać choćby w sposobie sprawowania Mszy św. On był zatopiony w Bogu – podkreśla postulator. – „Wujek” był rozkochany w modlitwie różańcowej. Pamiętam jak wspominał chwile z Nowogródka, gdy Niemcy napadli na swoich dotychczasowych sojuszników, rozpoczęły się naloty bombowe. Ludzie schronili się do piwnic. Zbiegł do nich ks. Zienkiewicz, ale skrył się tam też funkcjonariusz NKWD, z którym „Wujek” wcześniej przez całe miesiące musiał dzielić mieszkanie (został do tego zmuszony) i który nieustannie próbował go indoktrynować.
W tej piwnicy w kącie pewna staruszka rozpoczęła modlitwę różańcową. Stopniowo przyłączały się do niej kolejne osoby. Ucichły lamenty, szloch, rozbrzmiewała tylko modlitwa. Kiedy skończył się Różaniec i zapadła chwila ciszy – jak wspominał „Wujek” – ów enkawudzista przypadł do kolan staruszki prowadzącej przed chwilą modlitwę. Chwycił jej dłonie i błagalnym głosem powtarzał: „Babuszka, modlitsia jeszcze, modlitsia”. Ten niewierzący człowiek odkrył wartość modlitwy różańcowej, Możliwe, że tylko wartość „uspokajającą”, ale jednak…
– „Wujek” był znany z tego, że po zakończonych, nawet późno, zajęciach ze studentami, obchodził z różańcem w dłoni katedrę i cały Ostrów Tumski. Rozumieliśmy to tak, że wszystkie sprawy, które tak licznie przynosili do niego wychowankowie, on powierzał w modlitwie różańcowej Panu Bogu. „Omadlał” okolice katedry – mówi ks. A. Dziełak. – Czymś charakterystycznym dla niego był ogromny szacunek dla człowieka. Miał do ludzi wielkie zaufanie. Nawet jeśli ktoś je nadużywał, on nie zmieniał swojej postawy. Zawsze miał czas dla studentów. Był nieustannie na służbie. Powtarzał: „Uwaga, człowiek!”
Przygotowanie studentów do życia w małżeństwie, rodzinie, to była wielka pasja „Wujka”. Na tym polu współpracował z ówczesnym arcybiskupem Krakowa – kardynałem Karolem Wojtyłą. Był inicjatorem i współorganizatorem Tygodni Kultury Chrześcijańskiej we Wrocławiu, zaangażował się w działalność komitetu dążącego do przywrócenia społeczeństwu dostępu do Panoramy Racławickiej. Powołał do życia tzw. grupę Oriens. – Miłością do Kresów zapalał młodych. Organizowali systematyczną wysyłkę książek, czasopism – polskich, katolickich – na Wschód, na Białoruś, Litwę – mówi postulator. – Nie odciął się od Kresów ani go granica nie odcięła. Był w kontakcie z s. Małgorzatą – jedyną z grona nowogródzkich nazaretanek, która ocalała i opiekowała się farą nowogródzką.
Duszpasterstwo „Wujka” to nie tylko modlitwa, solidna formacja („Wujek” był erudytą i dzielił się swą ogromną wiedzą) – ale też czas na życie towarzyskie, zabawę, śpiewanie piosenek.
– W niedzielę, po Mszy św., odbywały się spotkania przy kominku – na modłę harcerską (ks. Aleksander był także harcerzem). Rozbrzmiewały gawędy, pieśni patriotyczne, harcerskie – wspomina kapłan. – W czasie wakacji obowiązkowo ruszał „Wujek” z młodzieżą nad morze, do Stegny. Bp Adam Dyczkowski (potem ja) w góry, a ks. Aleksander nad Bałtyk. Były to takie wakacje z Panem Bogiem – czas na zabawę, opalanie się, śpiewanie, ale i czas wspólnej modlitwy.
Był człowiekiem bardzo skromnym, który niczego nie zatrzymywał dla siebie. Byli studenci, widząc że ma płaszcz czy buty bardzo wyświechtane, prezentowali mu je – ale wkrótce „Wujek” uznawał, że ktoś inny bardziej potrzebuje tych rzeczy. „Kochany, kochany, tobie to się przyda, masz” – mówił. I oddawał, co miał. Wspierał bardzo chętnie rodziny.
– Gdy był katechetą w liceach we Wrocławiu, w latach 40. i 50., zauważono że ma ogromny wpływ na młode pokolenie – zdaniem czynników partyjnych wpływ destrukcyjny – mówi ks. Dziełak. – Zakazywano mu nauczania w szkole religii, a wtedy młodzież przychodziła na spotkania z nim do kościoła św. Idziego – i to był początek duszpasterstwa młodzieży. Później rozwinął skrzydła jako duszpasterz akademicki i ktoś, kto był autorytetem wśród duszpasterzy akademickich. We Wrocławiu powstała rozbudowana sieć takich duszpasterstw przy parafiach. „Wujek” koordynował ich działalność, dzielił się doświadczeniem, służył radą. Ponadto studenci po zakończeniu studiów, jako seniorzy, przychodzili dalej na regularne spotkania z nim – już ze swoimi rodzinami, z dziećmi. Kolejne pokolenie formowało się w kręgu jego osobowości. Obecność ks. Aleksandra Zienkiewicza z jego przebogatym doświadczeniem, z jego mądrością, z jego duchem Bożym była bezcenna dla całego Wrocławia.
O kończącym się procesie beatyfikacyjnym "Wujka" na szczeblu diecezjalnym TUTAJ.