Odchodzą coraz prędzej i niespodziewanie. 1 sierpnia, w tę kolejną ważną rocznicę, odbędzie się pogrzeb Feliksa Badowskiego ps. "Grzyb", powstańca warszawskiego związanego z Wrocławiem.
Pewnie to nie przypadek, że tak się stało. Wrocławianie mają niesamowitą okazję pożegnać bohatera w 71. rocznicę wybuchu powstania warszawskiego. Odszedł Feliks Badowski, ps. „Grzyb”. Żołnierz Armii Krajowej, który walczył podczas legendarnych 63 dni latem 1944 roku. Po wojnie zamieszkał i związał się ze stolicą Dolnego Śląska.
Data pogrzebu wydaje się niezwykle symboliczna. Może tego dnia nie chodzi tylko o syreny, czy minutę zatrzymania. Może ten zbieg wydarzeń daje Wrocławiowi możliwość, aby uczcić w najbardziej doniosły sposób Polaka, który walczył o wolną ojczyznę. I to akurat 1 sierpnia. Czy trzeba oczekiwać bardziej wyrazistego znaku, który mówi: „Zobacz, jak szybko odchodzą. Nie pozwól o nich zapomnieć”?
Jeśli możesz, przyjdź, pomódl się w intencji członka Armii Powstańczej, a także za wielu innych jego kompanów broni, którzy zginęli, byśmy dzisiaj mogli żyć wolni. Nie pozwólmy, by powtórzyła się sytuacja z 20 lipca, gdy innego powstańca, Jadwigę Lisowską-Wollf-Wronkę, ps. „Jagoda”, sanitariuszkę AK, żegnało na cmentarzu 12 osób (pisaliśmy o tym TUTAJ).
Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się o godzinie 12 na Cmentarzu Grabiszyńskim. Prosimy podać tę informację dalej. Jak najdalej.
Poznaj tymczasem historię „powstańca wrocławskiego”, czyli człowieka, który po 63 dniach chwały osiedlił się na Dolnym Śląsku.
Najpierw fragment wspomnień śp. Feliksa Badowskiego.
Dostaliśmy rozkaz, żeby zaatakować Cytadelę. […] Zajęliśmy tam stanowiska. Położyliśmy się właściwie, żeby nas nie było widać, bo były tam różne krzaki. Cytadela znajdowała się około dwustu metrów przed nami. Dostaliśmy od dowódcy sygnał, że należy otworzyć ogień i zdążyliśmy to zrobić, oczywiście wszyscy ci, którzy mieli broń. Zaczęliśmy strzelać głównie z karabinów, bo inne uzbrojenie nie wchodziło w rachubę z powodu dość dużej odległości. Zaczęliśmy się pomaleńku posuwać, ale nie na stojąco, tylko raczej na kolanach. Od razu odezwały się z Cytadeli karabiny maszynowe. […] Ja z początku poczynałem sobie dość śmiało i nawet mi to szło. Oddałem chyba ze trzy strzały i nawet mi się wydawało, że w takie gniazdo trafiłem. Czy rzeczywiście trafiłem to już tego nie wiem. Później jednak oni zaczęli tak huraganowo strzelać, że zmuszeni byliśmy się stopniowo wycofywać.
Feliks Badowski, urodził się w Warszawie 17 maja 1923r. Wstąpił do Związku Walki Zbrojnej w listopadzie 1942 roku, przysięgę złożył rok później. Otrzymał pseudonim” Grzyb”. Jego dowódcą był podpułkownik Mieczysław Niedzielski, ps. „Żywiciel”.
- Oddziały akowskie „Żywiciela” miały duży wkład w powstaniu warszawskim. Bardzo dużo żołnierzy z tamtej grupy zginęło. Na początku Feliks Badowski był przydzielony do plutonu sapersko-minerskiego. Taki pluton znajdował się przy każdym pułku, a szczególnie przy pełnej kompanii - tłumaczy Andrzej Uchwat, żołnierz Kedywu i porucznik Armii Krajowej.
Do zadań powstańca należało minowanie wszystkich rzeczy, które można było zniszczyć, aby utrudnić działania Niemcom. Np. minowało się barykady, i gdy osłabieni Polacy musieli się wycofywać, a wróg wjeżdżał w nie czołgami, wysadzano je. Wówczas ginęła duża liczba hitlerowskich żołnierzy.
Do kompanii należała także sekcja zbrojeniowa, która zajmowała się w specjalnych warsztatach uzbrojeniem oraz uzupełnieniem zniszczonego sprzętu. Jej członkowie na miarę swoich możliwości, naprawiali broń i dostarczali walczącym.
Badowski jako dobry ślusarz i żołnierz uzyskał w 1943 uzyskał awans na stopień kaprala. - Był jednym z lepszych zbrojeniowców w swojej kompani. Brał także udział w akcjach zdobywania broni w Warszawie w czasie przedpowstaniowym czyli w czerwcu i lipcu 1944 r. na potrzeby powstania - opowiada Andrzej Uchwat.
Pod koniec lipca 1944 znalazł się w obwodzie Warszawa-Żoliborz. Już w drugi dzień walki zbrojnej Badowski został postrzelony w bark i lewą nogę. Szedł bowiem w pierwszej linii wojska. - Trzeba brać pod uwagę to, że na każdych innych rodzajach frontu najwięcej ginęło tych żołnierzy, którzy szli w pierwszej linii uderzeniowej. Na to jednak nie ma rady i innej możliwości. Taka jest wojna. Feliks został wówczas ciężko ranny, ale nie zginął, jak większość jego kompanów broni - mówi o koledze Andrzej Uchwat.
Po zranieniu przez 1,5 miesiąca dochodził do względnej formy i wrócił do innej kompanii, ale tego samego pułku pod dowództwem ppłk. „Żywiciela”. Odbierał zrzuty alianckie na Żoliborzu i w Puszczy Kampinowskiej.
Cześć Jego pamięci!