Wytrwała ascetka i sprawna businesswoman, szefowa potężnego ośrodka pomocy społecznej i przyjaciółka Chrystusa, rozmawiająca z Nim godzinami.
Pielęgniarka, nauczycielka i zaopatrzeniowiec, w razie potrzeby mediatorka, żona i miłośniczka życia zakonnego, lubiana teściowa i ciocia słynnej św. Elżbiety Turyńskiej, kobieta żegnająca swe dzieci, umierające jedno po drugim i… matka wszystkich mieszkańców księstwa.
Św. Jadwigi Trzebnickiej nie da się zamknąć w kilku zdaniach. Jedno jest pewne: bycie księżną – według wzoru, jaki obrała ona, a także wiele jej świętych krewniaczek i powinowatych – dalekie było od współczesnych wyobrażeń o „pani na zamku”. Być księżną znaczyło dla niej: służyć. Jadwiga była „gwiazdą” z zakasanymi rękawami i kolanami zgiętymi do modlitwy.
I ona i jej bliscy stawali wobec potężnych problemów i niełatwych pytań. Choćby o to, jak mądrze pomagać, jakie formy ma przyjąć miłosierdzie wobec potrzebujących; jak odnaleźć się wobec innej kultury – Jadwiga sama przecież pochodziła z daleka. Umieli otworzyć się na „obcych”, ale i odważnie stawić czoła temu, co zagrażało bezpieczeństwu i chrześcijańskiemu ładowi ich świata.
Syn Jadwigi, poległy w walce z Mongołami, i ona – uosobienie miłosierdzia i troski o ludzi – służyli jednej sprawie.
Przeczytaj także o uroczystościach w Trzebnicy: