Jacek postanowił ofiarować jedną z najcenniejszych rzeczy w swoim życiu Panu Bogu - pasję. Dlatego 30 czerwca wyruszy w swoją życiową podróż, a raczej życiowy bieg, do portugalskiej Fatimy. Oławianin chce przebiec prawie 3 tys. kilometrów, by utwierdzić się w wierze.
Prosimy o modlitwę w intencji Jacka, aby bezpiecznie zrealizował swe cele - duchowy i sportowy Maciej Rajfur /Foto Gość Ludzie kupują samochody, żeby nie musieć poruszać się pieszo. On sprzedał samochód, aby móc na własnych nogach pokonać dokładnie 2944 kilometry.
Pomysł zrodził się we wrześniu ubiegłego roku, po nieudanym ultramaratonie, w którym nabawił się kontuzji. Pomyślał wówczas, że chce połączyć sport ze swoją sferą duchową i ofiarować coś od siebie Panu Bogu. Religia jest dla niego bardzo ważna, sport także.
- Moim zdaniem jedno bez drugiego nie istnieje. Bez wiary w Boga nie ma sportowych sukcesów - mówi Jacek Zapotoczny.
Planuje dziennie przebiec ponad 70 kilometrów drogami o mniejszym natężeniu ruchu. Trasę opracował na 45 dni.
- Wszystko zweryfikują moje nogi. Cały czas będę w kontakcie z fizjoterapeutą - opowiada. Do swojej misji trenował przez kilka miesięcy, prawie codziennie.
- Będę ciągnął za sobą jedyny w swoim rodzaju trójkołowy wózek mieszkalny, który specjalnie dla mnie wykonała firma zajmująca się obróbką metali. Waży on 40 kg, do tego ok. 25 kg potrzebnego sprzętu, apteczka, namiot, zapas jedzenia na kilka dni i napoje. Nigdy wcześniej nie biegałem z takim obciążeniem, a więc będę musiał rozsądnie dysponować siłami - tłumaczy Jacek Zapotoczny.
Taki wózek będzie ze sobą ciągnął oławianin Archiwum firmy Sed-Med
Największym kosztem dla biegacza będą żywność i woda. Pochłoną ok. 3,5 tys. zł.
- Sprzedałem samochód, żeby mieć na to pieniądze. Wiedziałem, co robię i nie wahałem się - mówi pewnym głosem.
W projekt zaangażował się burmistrz Oławy. Poparł pomysł Jacka i razem z wydziałem promocji miasta zakupił potrzebne mapy oraz część ubrań. Wspierają go lokalne firmy fundując mu niezbędny sprzęt np. buty. Oławianin ocenia, że potrzebne mu jest aż 5 par. W końcu musi dobiec na drugi koniec Europy.
Swoim pomysłem pragnie także zachęcić lokalną społeczność z Oławy i okolic do uprawiania sportu i spełniania marzeń. Sam trenuje od 5 lat. Zawsze start w zawodach poprzedza znakiem krzyża i modlitwą.
- Modlę się nawet podczas biegu w formie dialogu wewnętrznego z Bogiem - tłumaczy. W życiu kieruje się maksymą: „Sport narzędziem wygrywania w każdej dziedzinie życia”. Natomiast w podróż do Matki Bożej Fatimskiej, do odległej Portugalii do serca mocno wziął sobie słowa Jezusa z Modlitwy Pańskiej: „Bądź wola Twoja”.
Generalnie startuje w maratonach górskich. Są to z reguły powyżej 70-kilometrowe biegi. Ostatnio ukończył trudny Bieg Rzeźnika w Cisnej. W 13 godz. przebiegł 84 kilometry. Tam właśnie był cały czas w kontakcie z Panem Bogiem, zwłaszcza, gdy nadeszły kryzysy na trasie. - Wtedy objawia się wiara, jest świadoma rozmowa z Nim - dodaje.
Nie da się jednak porównać zawodów do kilkudziesięciodniowej biegowej pielgrzymki. Mówiąc o swojej pasji od razu zaznacza, że bieganie ukształtowało i wciąż kształtuje jego charakter.