Wchodząc do leśnego obozu Skautów Europy wkraczasz w inny niż świat. Gdzie Bóg i natura są na wyciągniecie ręki. A smartfony, telewizory i komputery jak najdalej.
Tabliczka z napisem miejscowości, gdzie obozują regularnie Skauci Europy ze środowiska dolnośląskiego Maciej Rajfur /Foto Gość
Wchodząc do leśnego obozu Skautów Europy wkraczasz w inny niż świat. Gdzie Bóg i natura są na wyciągniecie ręki. A smartfony, telewizory i komputery jak najdalej.
W erze powszechnego wygodnictwa są dla wielu czymś albo niepotrzebnym albo dziwacznym, ale parafrazują Jana Kochanowskiego, serce roście patrząc na obozy leśne Zawiszaków, na których młodzież nie tylko przeżywa wspaniałą przygodę, ale i wychowuje się nawzajem.
Czy prażące słońce, czy ulewny deszcz. - Jak mawiał Robert-Boden Powell, twórca skautingu: „Każdy osioł potrafi być dobrym skautem w dobrą pogodę” - żartuje Agnieszka Paja, drużynowa 4. Drużyny Wrocławskiej, która razem ze swoimi podopiecznymi obozowała obok wioski Jelenie (woj. wielkopolskie).
Zawiszacy nie przyjeżdżają, jak to się mówi, „na gotowe”. Pionierka bowiem jest jedną z najbardziej twórczych i ciekawych technik harcerskich. - Wchodzimy do pustego lasu, czyli nie ma rozłożonych namiotów czy gotowych łóżek. Wszystko przygotowujemy i konstruujemy same. Od pryczy, przez paleniska, ołtarz w naszej kaplicy obozowej, po huśtawkę czy stół. Gdy wyjeżdżamy, również same zwijamy wszystko i zostawiamy teren tak, jak zastałyśmy - tłumaczy A. Paja.
Warto podkreślić duchową stronę letniego życia w lesie członków Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego. Założyciel skautingu Baden-Powell od samego początku twierdził, że rozwój młodego człowieka musi uwzględniać jego odniesienie do Boga.
- Dlatego też sprawa wiary jest w tym ruchu traktowana jako coś normalnego, oczywistego, a nie tylko będącego jakimś sztucznym dodatkiem do całości. To widać w całorocznej pracy jednostek, ale szczególnie objawia się na obozie. Samo miejsce: las, rzeka, jezioro, czyli przyroda mają odnosić do piękna stworzenia - mówi ks. Grzegorz Tabaka, duszpasterz 1. i 2. wrocławskiego hufca.
Podstawą jest codzienna wspólna modlitwa poranna, wieczorna i przed posiłkami w zastępach. Msza św. i Anioł Pański to wyczekiwane punkty obozowego życia.
- Czas biwakowania sprzyja też osobistym refleksjom, indywidualnym rozmowom z duszpasterzem o problemach, które może narosły przez cały rok. Choć obóz rządzi się swoimi prawami i programem, można chyba zaryzykować stwierdzenie, że jest również czasem rekolekcji ze względu na miejsce odosobnione, gdzie sprawowane są sakramenty. Takie warunki sprzyjają lepszemu przyswajaniu Bożego słowa - wyjaśnia ks. Grzegorz.
Na obozie letnim, harcerze mają możliwość pogłębienia relacji między sobą. - To połączenie sztuki przetrwania z kształtowaniem charakteru i rozwojem duchowym oraz osobistym - tłumaczy druhna Agnieszka.
Poza aspektem religijnym Zawiszacy realizują swój wychowawczy program. Człowiek szybko musi się odzwyczaić od codziennych wygód.
- Same przygotowujemy posiłki, radząc sobie bez kuchenek elektrycznych, ciepłej wody w kranie czy szeregu naczyń i przyrządów. Zamiast łazienki mamy myjnię z konewką i baniakiem. I nie ma, że woda zimna. Trzeba się umyć ‒ uśmiecha się zastępowa Marta Nowicka, z zastępu Żaba, z 4. Drużyny Wrocławskiej.
Poza tym skautki uczestniczą w szeregu zajęć, które przygotowują przed wyjazdem szefowe, czyli przewodniczki. Są to np. warsztaty rękodzielnicze czy liturgiczne, konkurs kulinarny, zadania sprawnościowo-logiczne, które mają wyostrzyć zmysły. Pionierka także podlega konkursowi. A na koniec wieczorem wszyscy wspólnie siadają przy ognisku.
- Wtedy przedstawiamy różne scenki, śpiewamy, bawimy się, a drużynowa opowiada gawędę - dodaje zastępowa zastępu Drozd - Wiktoria Brzęczek z 6. Drużyny Wrocławskiej.
W czasach powszechnej przyjemności letni obóz spełnia funkcję odwrotną - uczy radzić sobie w surowych warunkach, doceniać piękno przyrody i funkcjonować bez tej masy elektronicznych sprzętów, które nas na co dzień otaczają. Mówią, że dzisiaj człowiek nie potrafi i nie chce żyć bez takich wynalazków jak prąd, ciepła woda czy samochód. A Zawiszacy latem chętnie zmieniają klimat.
Tam, gdzie rozbijają obozy, zamiast wszechobecnej sieci wirtualnej jest sieć pajęcza, zamiast wysokich betonowych bloków - drzewa, zamiast prysznica - konewka lub baniak, a w miejsce wygodnego łóżka - karimata, śpiwór i prycz upleciona własnoręcznie ze sznurków. W kieszeni nie wibruje telefon komórkowy, a wieczorami nie siada się przy komputerze, żeby sprawdzić Facebooka, tylko przy ognisku, by pogawędzić.
Obóz na końcu świata, a właściwie przy Końcu Świata? Przeczytaj na następnej stronie!
1. Gromada Wrocławska św. Franciszka z Asyżu (hufiec męski) Maciej Rajfur /Foto Gość 2. Gromada Wrocławska i 2. Gromada Poznańska (z hufów żeńskich) Maciej Rajfur /Foto Gość