Zamieniłem kanapę na parę butów

Znajomi mówili: "nierealne, wykończysz się, nie ogarniesz tego". I mieli rację. Nie ogarnąłem. Zrobił to sam Bóg.

Maciej Rajfur Maciej Rajfur

|

GOSC.PL

dodane 02.08.2016 18:31
13

Przyznam się szczerze, będąc daleki od narcyzmu, że swoim pomysłem na Światowe Dni Młodzieży ubiegłem słowa papieża Franciszka, które wypowiedział na Campusie Misericordiae podczas sobotniego czuwania: „Aby pójść za Jezusem, trzeba mieć trochę odwagi, trzeba zdecydować się na zamianę kanapy na parę butów, które pomogą ci chodzić po drogach, o jakich ci się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie pomyślałeś”. W innym momencie Ojciec Święty stwierdził: „Kochani młodzi, nie przyszliśmy na świat, aby »wegetować«, aby wygodnie spędzić życie, żeby uczynić z życia kanapę, która nas uśpi; przeciwnie, przyszliśmy z innego powodu, aby zostawić ślad”.

Tego przemówienia Franciszka w Brzegach wysłuchałem na żywo, w sektorze B10. Zmęczony, niewyspany i spocony po wędrówce z ciężkim plecakiem na Campus. Po tygodniowej całodobowej dziennikarskiej pracy. Ale trafiło mnie niczym piorun. Stało się dla mnie słowem od samego Pana Boga, który zdawał się mówić do mnie: „A widzisz? Udało się. Wystarczyło tylko zaufać”.

Co się udało? Przed ŚDM wymyśliłem, że każdy dzień tego tygodnia w Krakowie spędzę z inną grupą archidiecezji wrocławskiej, którą opiszę potem na naszych łamach. Znajomi mówili: „nierealne, wykończysz się, nie ogarniesz tego”. I mieli rację. Nie ogarnąłem. Zrobił to sam Bóg.

Nie wiedziałem, z kim, nie zrobiłem planu, nie obdzwoniłem wszystkich. Pochłaniały mnie bieżące obowiązki, jak Dni w Diecezjach i... pierwsza w życiu angina ropna. Ciężko było także się dowiedzieć, kto, co, kiedy i jak będzie robił w Krakowie. Bałagan informacyjny.

Odpuściłem. Powiedziałem Mu tylko: Ufam Tobie. Potem spakowałem karimatę, śpiwór, parę ciuchów oraz sprzęt dziennikarski do plecaka i wyruszyłem w niedzielę 24 lipca pociągiem do stolicy Małopolski.

Nie wiedziałem, gdzie, jak i z kim będę spędzał czas. Owszem, momentami chwytało mnie zwątpienie, że chyba nic z tego. Np. pewnego dnia o 22.30, kiedy wciąż nie miałem pojęcia, gdzie będę spał. Ale to szybko mijało. Powtarzałem w spontanicznej modlitwie, szukając w głowie pomysłu: „Ja zrobiłem, co mogłem. Teraz, jeśli taka Twoja wola, pomóż”.

I pomagał - informował, prowadził, dawał jeść, nocował, uśmiechał się, podawał pomocną dłoń. W tych wszystkich ludziach, których spotkałem na ŚDM. Polakach i nie tylko.

W końcu się udało. Każdego dnia spędzałem czas z inną grupą młodzieży z archidiecezji wrocławskiej. Czasem dlatego, że tak zaplanowałem, a czasem dlatego, że On zaplanował, bo ja już nie miałem siły i możliwości. Obserwowałem, towarzyszyłem im, uwieczniałem ich wielką przygodę z Panem Bogiem, przeżywając jednocześnie swoją.

Część znalazła się na stronie „Gościa Wrocławskiego” (linki udostępniam poniżej). Część może ujrzy światło dziennie w przyszłości, a jeszcze inna część zostanie tylko dla mnie. Była w tym nutka szaleństwa, może więcej ryzyka, ale czułem także pokój w sercu. Że tak ma być. Że taki Bóg ma plan dla mnie na to wyjątkowe wydarzenie.

Jak było?

Powtarzając za papieżem: poszedłem za Jezusem z odwagą, zamieniłem kanapę na parę butów i On poprowadził mnie po drogach, o jakich mi się nigdy nie śniło, ani nawet o jakich nie pomyślałem. Nie przyszedłem na świat, aby wegetować, aby wygodnie spędzić życie. Przeszedłem z innego powodu. Aby zostawić swój ślad.

Mam nadzieję, że to nie jest mój ostatni raz, kiedy nie tylko wypowiadam te słowa, ale i wprowadzam je w czyn: Jezu, ufam Tobie.

A oto dowody:

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..