Od kilku miesięcy planowałam iść na pielgrzymkę spod grobu św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy na Jasną Górę w Częstochowie. Dosłownie kilka dni przedtem okazało się, że moja wędrówka rozpocznie się prawdopodobnie z Namysłowa – jak w przypadku pątników z grupy 11.
Przez ostatnie dwa lata mój pielgrzymi szlak rozpoczynał się spod katedry św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu. W tym roku zamierzałam opuścić dzień pierwszy. Pięć dni przed pielgrzymką okazało się, że plan ten legnie w gruzach – musiałam iść do pracy. Prognozy wskazywały, że moja duchowa przygoda rozpocznie się z Namysłowa – jak w przypadku grupy 11, której szlak pielgrzymi jest najkrótszy na Pieszej Pielgrzymce Wrocławskiej. Szybko pogodziłam się z tą myślą, choć w głębi duszy byłam zła na Pana Boga, że ciągle „wchodzi w moje życie z buciorami”, rujnując mi plany na przyszłość.
W dniu, w którym pielgrzymi doszli do Trzebnicy, siedziałam w barze z dobrymi znajomymi z duszpasterstwa „na Grunwaldzie”. Czułam się przygnębiona całym życiem i załamana ciągłymi niepowodzeniami, które towarzyszą mi od samego początku roku. Kiedy postanowiłam opuścić towarzystwo, jedna z moich koleżanek spytała mnie o pielgrzymkę. Nie wiedziałam, co mam jej odpowiedzieć – przecie nie miałam pewności, czy w ogóle pójdę! Usłyszałam od niej, abym zastanowiła się nad dołączeniem do grupy, bo na pewno dobrze mi to zrobi. Czułam, że jest w tych słowach jakiś znak nadziei. Zapewne Pan Bóg pozwoli, a nawet zechce, abym uczestniczyła w pielgrzymce – pomyślałam w duchu.
Dzień przed pielgrzymką postanowiłam przygotować potrzebne rzeczy do spakowania. Następnego dnia – po pracy – okazało się, że plan Pana Boga stał się możliwy do zrealizowania!
Wieczorem wsiadłam w pociąg osobowy do Namysłowa i dotarłam na miejsce postoju przy ulicy Mickiewicza. Powitano mnie w dość entuzjastyczny sposób. Miało to swoje uzasadnienie – brakowało mnie tam! Na dodatek, tego roku poszło mało moich znajomych, więc swoją oryginalną osobowością wzbogaciłam szeregi ukochanej grupy 9, której prym wiodą salezjanie na czele z świętym Janem Bosco. W sercu poczułam spokój – znak, że jestem we właściwym miejscu.
Na samym początku mojej pielgrzymiej drogi udałam się do spowiedzi. Zależało mi na oczyszczaniu się z drobnych grzechów i stanięciu przed tronem Jasnej Pani z lekką duszą na sercu. Oczywiście, trudy i problemy pielgrzymkowe nie uchroniły mnie przed „użyciem swoich nerwów” wobec moich znajomych. Na szczęście nie było tam czasu na żadne kłótnie i obrażanie. To zasługa Bożego Miłosierdzia, które tak bardzo towarzyszy mi tego roku. I doskonale wiąże się ze słowem “wybaczenie”.
W trakcie pielgrzymki odbyło się wielkie wydarzenie, w którym nie mogłam uczestniczyć. Część moich znajomych z duszpasterstwa opuściła dzień lub dwa dni, aby udać się na ślub byłego szefa z Duszpasterstwa Akademickiego „MOST”. Przez całą drogę z Wierzbicy Górnej do Kluczborka czułam nieprzyjemne kłucie w sercu. Wiedziałam doskonale, że muszę zostać na pielgrzymce. Taki był Boży Plan – iść do celu! Jednak zły duch – okrutny manipulator myśli, zniechęcał mnie do dalszej drogi do Mamy.
Następnego dnia zrozumiałam, że podjęłam właściwą decyzję. Przyczyniły się do tego wydarzenia, które pozwoliły mi popatrzeć głębiej na życie. W sercu czułam załamanie, niemoc pogodzenia się ze swoim losem, jednak eden z moich znajomych powiedział mi: „Nie traktuj swoich doświadczeń jako kary Boskiej, bo na pewno tak nie jest!”. Myślami pobiegłam wstecz i zrozumiałam, że jestem bardzo silną osobą i tak łatwo się nie poddam!
Wejście na Jasną Górę – w niesprzyjających warunkach pogodowych – ukazało specyfikę przeżytej pielgrzymki. Po skończonej Mszy św. w bazylice tłum pielgrzymów rozproszył się w różne strony. Wokół mnie zapanował chaos i pośpiech. Nie miałam możliwości pożegnania się z ludźmi i szepnięcia kilku słów na pożegnanie. To zdarzenie skłoniło mnie do refleksji. Spojrzałam w przeszłość i uświadomiłam sobie, że skoro poradziłam sobie z tamtymi problemami, to z tymi też na pewno sobie poradzę. To tylko kwestia czasu. Jak wspomniał w liście do Filipian św. Paweł z Tarsu: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”.
Podczas powrotu pociągiem poczułam w sercu ciszę i spokój. Był to nieodzowny znak od Pana Boga, że znalazłam się we właściwym czasie we właściwym miejscu. Pielgrzymka stała się przygotowaniem do rekolekcji ignacjańskich, na które pojechałam trzy dni później. Poprzez codzienne medytacje z Pismem św. zrozumiałam, że z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. On jest ostatnią nadzieją na drodze do szczęścia i realizacji naszego powołania!
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.