W ramach MKFF Niepokalanów dyskutowano o twórczości filmowej Krzysztofa Kieślowskiego. - Reżyser przygląda się człowiekowi, który zmaga się ze sobą, z własna słabością i robi to, nie wchodząc z butami w jego duszę, nie potępiając, ale będąc przy nim - stwierdził ks. Marek Lis.
Wykładowca ostrzegał przed wpadnięciem w pułapkę przy twórczości Kieślowskiego. Zrobił to za pomogą dowcipu: na lekcji religii pani katechetka pyta dzieci. Co to jest: rude, z piękną, puszystą kitą i skacze pod drzewach? Zgłasza się Jasiu. - To Pan Jezus! - odpowiada. - Jak to Jasiu? - pyta zaskoczona katechetka. - No ja wiem, że to wiewiórka, ale jak pani od religii pyta, to pewnie chodzi o Pana Jezusa - tłumaczy Jasiu.
- Ważne jest, by umieć nazwać precyzyjnie to, co jest w filmie, a nie to, co chcemy zobaczyć. Kieślowski pokazuje ludzkie błędy, chociaż słowo "grzech" pojawia się tylko raz ze wszystkich filmów - w szóstym dekalogu. Nigdzie indziej nie występuje, co jest świadomym zabiegiem - uczulał ks. Marek Lis.
Podkreślił, że Kieślowski robił filmy oszczędnie realizowane, które przedstawiają bardzo kameralne dramaty.
- Reżyser przygląda się człowiekowi, który zmaga się ze sobą, z własna słabością, robi to nie wchodząc z butami w jego duszę, nie potępiając, a będąc przy nim. On przypatruje się uważnie, próbując nam pokazać, co się dzieje w życiu tego człowieka. Opowiada tak naprawdę o nas, wyciągając bohaterów z rzeczywistości - tłumaczył kierownik Katedry Homiletyki i Środków Przekazu Wiary Wydziału Teologicznego UO.
Zauważył, że Kieślowski do "Dekalogu" wybrał ludzi z jednego warszawskiego osiedla, którzy spotykają się na klatce schodowej, przed sklepem, na cmentarzu, w windzie, w piwnicy. Pokazuje w ten sposób, że to nasz świat i taki dekalog można by nakręcić o każdym człowieku.
- Nie kreuje sztucznych postaci. Nie potępia, nie pokazuje palcem, ale nazywa pewne bolączki i wskazuje wyjście. Sugeruje, że człowiek nie jest sam na świecie - konstatował ks. Marek Lis.