Ś. p. Adelę Buryłę, matkę trzech kapłanów, wspomina syn - ks. Wacław Buryła.
Helena Adela Buryła urodziła się 3 lipca 1933 roku w Pruchniku k. Przemyśla w biednej, chłopskiej rodzinie. Miała pięcioro rodzeństwa: trzech braci (Stanisława, Jana i Romana) oraz dwie siostry (Domicelę i Adelę). Rodzicami byli Józef Kos i Zofia Motyka, właściciele kilku niewielkich kawałków pola, które nie pozwalały umrzeć z głodu. W 1941 roku zmarł ojciec Józef, mama Zofia została sama z szóstką potomstwa, co jeszcze bardziej pogorszyło sytuację materialną rodziny. O niełatwej sytuacji materialnej świadczy chociażby fakt, że któregoś dnia Adela (najmłodsza siostra mamy) poprosiła – pokazując tzw. „figę”: „Mamo, daj mi chociaż taki kawałek chleba” – i nie dostała nawet takiego malutkiego kawałka chleba.
Dzieciństwo i młodość Heleny wypełniało pasienie krów, pomoc przy pracach polowych i żniwnych oraz wiele innych obowiązków związanych z prowadzeniem gospodarstwa. Nie były to warunki sprzyjające zdobywaniu porządnego wykształcenia, zatem Helena nie ukończyła ani szkoły zawodowej, ani średniej, zdobyła jedynie wykształcenie podstawowe.
W 1954 roku przyjęła sakrament małżeństwa – wybrankiem jej serca był Tadeusz Buryła. „Owocem” ich miłości była trójka synów: Andrzej i Wacław, którzy urodzili się w Pruchniku, oraz Bogdan, który urodzony w Katowicach na Górnym Śląsku, gdzie rodzice wyprowadzili się w poszukiwaniu pracy. Zamieszkali w Tychach. Mąż znalazł pracę w Łaziskach Górnych w Hucie „Łaziska”. Pracował przy wielkich piecach jako spustowy. Była to bardzo trudna i niebezpieczna praca, dlatego – gdy pociągi miały spóźnienie – Helena wiele razy stała w oknie w obawie, że wydarzył się wypadek w pracy i mąż nie przyjedzie. Helena pracowała chałupniczo. Nie posiadała fachowego wykształcenia, a poza tym chciała być w domu, aby codziennie przygotowywać posiłki, aby ani mąż, ani dzieci, nie wracali do pustego mieszkania, aby dom był prawdziwym domem. Koledzy zazdrościli nam domu – oni mieli lepsze meble, samochody, wyjazdy krajowe i zagraniczne, wysokie kieszonkowe, a my mieliśmy rodziców i ich miłość.