Najpierw porządnie cię nakarmię, a potem pogadamy - stwierdził w drzwiach. Bóg ma ogromne poczucie humoru. W 120-kilogramowego faceta, który trenuje brazylijskie jiu-jitsu, wpakował ogromną empatię, wrażliwość i talent do gotowania.
Kucharz i jego dzieło, czyli Michał Zieliński, a na talerzu: filet mignon w asyście torcika z ziemniaka z salsą i redukcją malinową Maciej Rajfur /Foto Gość
Kiedy wszedłem do kuchni, jego małego królestwa, mój wzrok przykuła kolekcja patelni, następnie nos skierował moją uwagę na zapach smażonej polędwicy wołowej. Michał to kucharz z pasji.
- Wiesz, że zwrot „Nie lękajcie się” pojawia się w Piśmie Świętym 365 razy? - zagaił od razu. - Świętość to dla mnie radość z małych rzeczy, naturalność, miłość i dobro okazywane innym w codzienności, otwartość na drugiego, potrzebującego człowieka, a nie liczba „odhaczonych” z obowiązku Mszy św. czy odmówionych modlitw wchodzących w wypracowany rytuał religijny - stwierdził 27-latek, robiąc sałatkę z sosem winegret.
Od razu widać, że przy kuchennym blacie czuje się jak ryba w wodzie. Jednak jego gastronomiczna pasja sama w sobie nie miałaby sensu. - Najważniejszy jest w niej drugi człowiek. Nawet mając pod nosem najsmaczniejsze danie na świecie, bez miłości do bliźniego bylibyśmy jak miedź brzęcząca lub cymbał brzmiący.
Gorzkie dzieciństwo
Michał Zieliński mimo młodego wieku przeszedł długą drogę do uśmiechu w kuchni. Pochodzi z religijnej rodziny, ale chodzenie do kościoła było w dzieciństwie po prostu obowiązkiem, pewną praktyką, którą należy wykonać. - Moja wiara budowana była na poczuciu strachu przed Bogiem. Taka sucha i niedojrzała. Jeśli nie pójdziesz na Mszę, będzie źle. A religijność nie pokrywa się z wiarą - mówi mężczyzna. Dzisiaj wie doskonale, czego mu wtedy brakowało – żywej, prawdziwej relacji z Jezusem.
- W postkomunistycznych domach nie rozmawia się o naszych lękach, pragnieniach, marzeniach. Moje relacje z bliskimi nieraz były ubogie w prawdziwe rozmowy. Czułem pewną pustkę, choć moi rodzice są cudownymi, pracowitymi ludźmi, których kocham i jestem im wdzięczny za dar życia - dodaje. W wieku około 10 lat stał się ofiarą przemocy, która zabrała bezpowrotnie jego niewinne dzieciństwo i wprowadziła stres pourazowy. Michał potrzebował zauważenia, akceptacji. Szybko pojawiły się: niskie poczucie własnej wartości, tłumione wewnętrznie gniew i frustracja. W szkole miał dobre wyniki w nauce, średnią powyżej 5, ale był przy tym mistrzem kamuflażu. Wpadł w nieciekawe towarzystwo – imprezy, podkradanie pieniędzy…
- Gdy skończyłem 20 lat, stałem się zakompleksionym, zaniedbanym człowiekiem z nadwagą. Zaburzenia lękowe i nerwica rozwijały się, przechodziłem regularne napady paniki. Paliłem marihuanę, pojawiły się przygody seksualne. Uczęszczałem przy tym na Msze św., ale bez zrozumienia, o co chodzi Bogu, czym jest Eucharystia - wspomina wrocławianin.
W końcu trafił do psychologa. Zaczął żmudną pracę nad sobą. Terapeutka zaproponowała, by spojrzał na siebie od strony duchowej. - Pomyślałem: „No ładnie, jestem pewnie opętany”. Kompletnie nie wiedziałem, kto może zrobić mi rozeznanie duchowe - opowiada Michał.
Łaska przy myciu naczyń
W jego życiu Bóg przychodził zwyczajnie. Bez efektów specjalnych i fajerwerków. - Pamiętam, że pewnego dnia uklęknąłem i powiedziałem: „Panie Boże, nie ogarniam tego wszystkiego i wiem, że moje życie zmierza ku śmierci. Nie jestem w stanie sobie poradzić. Nie wiem, o co chodzi. Pomóż mi z tego wyjść”. Czułem, że w końcu naprawdę się modlę, tak prawdziwie. W tym momencie w wolności pozwoliłem Jezusowi, by wszedł i działał w moim życiu - stwierdza M. Zieliński.
Nie wiedział, co robić, w którą stronę iść, ale zrozumiał, że przyszedł na ten świat z miłości i po to, by tę miłość przekazywać. Potem przeżył pierwszą spowiedź z całego życia. - Trząsłem się jak galareta, wylałem morze łez, na szczęście kapłan pomodlił się za mnie wstawienniczo - mówi. Michał musiał zrozumieć, że miłość Boża jest bezwarunkowa, a dążenie do bycia perfekcyjnym nie daje szczęścia. Uwolnił się od myśli, że należy coś zrobić, by ktoś cię docenił, pokochał, zauważył.
- Przeżyłem bardzo wiele inspirujących spotkań, modlitw, ale dzisiaj wiem, że moc łaski Bożej polega na tym, że ona nie dotyka wtedy, kiedy ktoś ci oficjalnie wyznaczy termin, tylko w zwykły szary dzień, na przykład przy myciu naczyń. Tego doświadczam - mówi 27-latek.
Zrobię to tu i teraz!
Kolejnym przełomowym momentem w jego życiu...
czytaj na następnej stronie