Pierwszy dzień St. Race Italia za nami. Młodzi jadą autostopem do świętych miejsc we Włoszech. Jakie przygody ich spotkały?
Korespondencja z trasy autostopowej specjalnie dla "Gościa Niedzielnego"! O projekcie więcej przeczytaj TUTAJ.
Ekipa św. Franciszka. Kierunek: Asyż
Pisze Julia Bednarek:
Przed granicą z Niemcami na stacji benzynowej spotkaliśmy małżeństwo, Genię i Piotra (trochę starsi niż nasi rodzice). Okazało się, że też jadą odwiedzić różnych włoskich (i nie tylko) świętych. Dzisiaj zatrzymują się u znajomych blisko Monachium i tam nas zostawią. Na trasie trochę rozmawialiśmy o naszej inicjatywie. Trafiliśmy na małżeństwo działające w kręgach katolickich. Zaprosili nas na festiwal piosenki katolickiej.
Oświadczyliśmy, że mamy zamiar pomodlić się koronką o godz. 15, bo to stały punkt dla każdej grupy, gdziekolwiek i z kimkolwiek jest. A oni zaproponowali różaniec, każda dziesiątka w intencji, którą zaproponuje jeden z nas. Nie wiem, czy nazwałabym to ewangelizacją. Raczej wymianą doświadczeń, obecności Jezusa w życiu. Rozmawialiśmy dużo o tym, żeby działać czynem, a dopiero potem słowem.
Nocujemy obok Rosenheim w takim zajeździe obok stacji, jest cieplutko, są kontakty i... plac zabaw. Cudownie!
Ekipa św. Felipa Neri. Kierunek: Rzym.
Pisze Ania Olma:
Nam się już udało dziesiątkę odmówić z jedną panią i dała swój numer, żebyśmy każdego dnia o 20 również jej podsyłali wiadomości.
Ekipa św. Rity. Kierunek: Cascia.
Pisze Wojciech Nowak:
Śpimy w naczepie u Kuby. To bardzo pomocny i troskliwy kierowca. Zrobił nam w ciągu dnia obiad i budyń. A na śniadanie zadeklarował herbatkę. Jesteśmy nad Norymbergą. Musimy wcześnie rano wstać razem z nim, bo wyrusza w drogę o świcie.
Dzisiaj przejechaliśmy 555 km. To nasz pierwszy wyjazd. Oboje z Martyną jesteśmy podekscytowani. Bardzo miło jest widzieć, że są ludzie, którzy mają dobre serce. Oni nie tylko podwiozą, ale także porozmawiają, podzielą się sobą. I tym, co mają. Z Kubą jedzie nam się świetnie. Podzieliliśmy się z nim świadectwem wiary, wspólnie się pomodliliśmy i zjedliśmy posiłek, który nam sam przygotował w ciężarówce. Najdłużej stopa łapaliśmy w Zgorzelcu. Ale jak się pomodliliśmy, to nas wziął Polak, który mieszka w Niemczech. Odtańczyliśmy taniec szczęścia.