O swojej pasji do rapowania, pogodzeniu jej z kapłaństwem i koniecznej zmianie "stylówki" w seminarium opowiada ks. Jakub Bartczak.
Gościem wieczoru we franciszkańskim duszpasterstwie akademickim „Antoni” był ks. Jakub Bartczak. Raper opowiadał o roli i wartości pasji w życiu człowieka oraz o jej znaczeniu w kontekście swojego powołania.
- Na samym początku chciałem iść do franciszkanów, bo oni mają kaptury, uprawiają i zbierają różne zioła, robią w rolnictwie (śmiech) - stwierdził pół żartem, pół serio ks. Jakub.
Opisując swoją młodość przed pójściem do seminarium wspomniał, że jego doświadczenie księży diecezjalnych było zupełnie inne niż pokazywały media, które karmiły się skandalami.
- Wcześniej poznałem takich wspaniałych kapłanów jak np. ks. Stanisław Orzechowski i m.in. ich postawa popchnęła mnie do decyzji o wstąpieniu do seminarium - mówi ks. Bartczak.
Jednak świat przygotowania do kapłaństwa okazał się zupełnie inny od blokowiska i kultury hip-hop, w której wzrastał.
- Nosiłem same szerokie portki i bluzy z kapturem, a tu trzeba było kupić spodnie i marynarkę od garnituru. Wcześniej zakładałem jedynie trampki, teraz należało mieć eleganckie buty. Chce przez to powiedzieć, że w drodze do bycia księdzem musiałem wiele poświęcić. A kumple z osiedla nie wierzyli, że wstąpiłem do seminarium. Pamiętam, jak tłumaczyłem im, dlaczego chodzę tak ubrany - wspomina ksiądz-raper.
Wtedy wyszedł z założenia, że dla Boga jest w stanie poświęcić wszystko, nawet, jak mówi, swoją „zajawkę”. Styl kultury hip-hop zupełnie nie współgrał bowiem z byciem klerykiem w seminarium.
- Musiałem natychmiast zmienić „stylówkę”. Ale w drodze ku kapłaństwu bez problemu poświęciłem te zewnętrzne sprawy, bo istota powołania znajdowała się gdzie indziej - wewnątrz mnie - przyznaje dziś ks. Kuba.
Z biegiem czasu uświadamiał sobie, że budując relację z Bogiem, mniej zwracał uwagę na materialny aspekt życia.
- Pamiętam, jak moi koledzy klerycy wybierali wzniosłe i niezwykle mądre tematy prac magisterskich, a ja „wypaliłem” z pomysłem, żeby napisać o blokersach i subkulturze hip-hop. Ku mojemu zdziwieniu, taka praca przeszła. Tłumaczyłem w niej, skąd się wzięły blokowiska, graffiti i oczywiście był też aspekt ewangelizacyjny - jakich metod używać w parafii, żeby zaangażować blokersów do życia parafialnego - opowiada ks. Bartczak.
Jeszcze wtedy nie wiedział, że można rapować o Panu Bogu. Jego teksty do piosenek sprzed okresu seminaryjnego traktowały zupełnie o czymś innym.
- Przez hip-hop nabawiłem się wielu kompleksów. Miałem poczucie, że w ogóle nie pasuję do miejsca, w którym bardzo chcę być. Moi koledzy byli np. specami od liturgiki, a ja specem od… no właśnie, od czego? Ale Bóg pokazał mi, że łaska działa na naturze. To, jakimiś jesteśmy ludźmi, nie musi być od razu złe - stwierdza ks. Jakub.
Kiedyś na modlitwie doszedł do refleksji, że nasze pasje mogą się podobać Panu Bogu, w zależności od tego, jak je wykorzystamy. Jeden z księży na rekolekcjach skierował do niego prorocze słowa: „To jaki jesteś, może przydać się Kościołowi”.
Jak ks. Jakub Bartczak do końca pogodził pasję z powołaniem? I czy uważa się za oryginalnego kapłana? Czytaj na następnej stronie.