Jak dla mnie kwestia postanowień wielkopostnych była oczywista. Nie piję kawy, nie oglądam telewizji, wyciszam głośną muzykę i nie dokuczam młodszej siostrze, która mnie denerwuje. Czas start! A jak tam u Was?
Stojąc w kolejce w jednej z wrocławskich galerii handlowych po coś ciepłego do jedzenia usłyszałem rozmowę dwóch kilkunastoletnich uczniów.
- Zaczyna się Wielki Post. Rodzice mnie naciskają, żebym miał jakieś postanowienie w tym czasie. No wiesz, oni by chcieli, żebym np. przestał używać smartfona przy jedzeniu albo zaglądał do niego tylko wtedy, gdy tego naprawdę potrzebuje. Czyli żadnych gier, seriali, zdjęć, fejsa, snapa, insta - wymienia jednym tchem jeden z chłopaków.
- O stary, hardkor. Szykuje Ci się niezła męczarnia - punktuje go drugi z nieukrywanym współczuciem, ale i przerażeniem.
- Muszę coś wymyślić, żeby się odczepili. Powiem np., że nie będę oglądał niektórych rzeczy na smartfonie. Np. meczów. I nie będę jadł chipsów oraz żelków.
- No niby spoko, ale przecież ciebie sport w ogóle nie interesuje, a z tego co wiem, chipsów i żelków nie lubisz.
Przebiegły plan nastolatka może wypalić. Po ludzku. Duchowo jednak chłopak strzela sobie w stopę. Oczywiście przede wszystkim w nim nie ma raczej chęci podjęcia prawdziwego wyrzeczenia.
Ale wpadła mi do głowy po tej rozmowie myśl, że człowiek szuka w formacji duchowej zamienników, które niestety nie dają takich efektów jak oryginały.
To nie oznacza od razu, że należy podejmować tylko takie wielkopostne postanowienia, które muszą nas fizycznie, psychicznie czy duchowo sponiewierać. Najtrudniejsze, czy wręcz nieosiągalne. Ważne, by odnaleźć w nich sens i prawdziwy cel.
Bo można przez cały Wielki Post nie tknąć słodyczy (co owszem, jest jakimś wyczynem) lub nawet odwiedzać chorą babcię trzy razy częściej niż zwykle i nic nie zyskać poza suchą ziemską satysfakcją. A chodzi o trwałą przemianę serca.
Więcej o tym w sposób humorystyczny, ale jednocześnie nadzwyczaj poważny mówi ks. Aleksander Radecki w tekście: „Wielki problem z Wielkim Postem?”.
Gdy przeczytałem propozycje ks. Aleksandra na wielkopostne wyzwania (które wzmacniają modlitwę i jałmużnę, a wszystkie razem dają jedną całość), zdałem sobie sprawę, że czasem największy problem mamy na pozór z najbardziej prozaicznymi rzeczami, a porywamy się z motyką na słońce. Bardziej, żeby sobie i innym coś udowodnić.
Jak to u mnie wygląda? Odstawię kawę, nie będę oglądał telewizji, przestanę słuchać głośnej muzyki i oduczę się dokuczać młodszej siostrze. Kiedy wymieniłem te założenia znajomemu, stwierdził, że naprawdę podejmuję ostrą ascezę.
A z drugiej strony to się zastanawiam, czy naprawdę zbawię świat przechodząc tylko na pasach lub jedynie na zielonym świetle? Coś się stanie, gdy przejadę od czasu do czasu 60 km/h w zabudowanym terenie? Czy drobna zgryźliwość wobec żony pogrąży od razu nasze małżeństwo? Bez przesady.
Szkoda, że nie lubię i nie pijam kawy W OGÓLE. W domu nie posiadam telewizora. Nie przepadam za słuchaniem głośnej muzyki i… nie mam młodszej siostry. Tylko starszą.
A naprawdę ciężko będzie mi ZAWSZE przechodzić na zielonym i nie dokazywać W OGÓLE żonie, gdy np. wracam zmęczony po pracy. Czyli wszystko jasne. Teraz czas na decyzje.
Wybierasz wariant prawdziwy czy pozorny? Bo potem przyjdą efekty. Prawdziwe lub pozorne.