Po zbombardowaniu Ostrowa Tumskiego przez wojska radzieckie w 1945 r. wrocławska katedra - pozbawiona dachu, wypalona - była pustym szkieletem. Już 29 lipca 1951 r. poświęcił ją po odbudowie kardynał Stefan Wyszyński. Jej zniszczenie było dramatem, ale zarazem… szansą. Na świadomą decyzję.
Gdy wielki gmach obraca się w gruzy, a odbudowa wiąże się z gigantycznym wysiłkiem, przychodzi czas odpowiedzi na pytania: czy wciąż jest nam potrzebny? Czy identyfikujemy się z wartościami, które wyrażał? Dlaczego ma nam na nim zależeć? Czy on jest „nasz”?
W przypadku wrocławskiej katedry sprawa nie była oczywista. W mieście obróconym w morze ruin, z ludźmi którzy dopiero co przybyli tu z dalekich stron i szukali dla siebie dachu nad głową, każdy miał mnóstwo innych problemów niż ponowne wznoszenie starej świątyni. Co więcej: sprawa dotyczyła miasta przez wieki leżącego poza granicami Polski, z całą niepewnością co do jego dalszych losów.
Owszem, ludzie nie mieli wtedy wątpliwości, że kościoły są potrzebne. Ale przecież można zbudować nowe, w innym miejscu, mniejszym kosztem. Wahano się. Ostatecznie decyzja zapadła.
To ta katedra – mimo że przez wieki niszczona, przebudowywana, zmieniana – jest świadkiem początków Kościoła na tych ziemiach, zarazem początków rozwoju państwa polskiego. Kryje w sobie relikty pamiętające pierwsze chwile spotkania Chrystusa z ludźmi na tej ziemi, czas wiosny chrześcijaństwa na Dolnym Śląsku. Jest świadkiem długich wieków historii. Tak, chcemy jej. Mimo, że takich kościołów do odbudowania mamy dużo. I że nikt z zewnątrz nam w tej odbudowie nie pomoże.
Decyzja na „tak”, konsekracja świątyni już 6 lat po jej zrujnowaniu – trudno ocenić wszystkie konsekwencje tego wyboru. Na pewno wpłynął na stabilizację struktur kościelnych na tej ziemi, na poczucie ciągłości dziejów Kościoła. Dziś, patrząc na katedrę, być może nie pamięta się o tym, że była zniszczona w ponad 70 proc. Wydaje się, że dotykając jej murów, dotykamy „początków”.
Co więcej – niedawno okazało się, że katastrofę 1945 r. przetrwała większość elementów ołtarza głównego katedry, fundacji bp. Jerina – ołtarza który służył jej ponad 350 lat. Dach, mury, uległy zniszczeniu, ale „serce”, ołtarz, ocalało. Jego rozproszone elementy właśnie ulegają scaleniu i wkrótce zobaczymy je w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Gdy wróci do katedry, na swe pierwotne miejsce, jej powojenna odbudowa nabierze nowego sensu.
Zburzenie świątyni w 1945 r. to był dramat. A jednocześnie szansa. Okazja do dokonania wyboru: tak, to jest nasza katedra (choć z tak zawiłą historią), chcemy jej. Wyraża to, co dla nas ważne. Ktoś ją kiedyś wzniósł, ale my, w naszych czasach, wzniesiemy ją jeszcze raz. Jest odtąd bardziej „nasza” – nie tylko jako zabytek.
Czy Francuzi nie tylko odbudują swoją Notre Dame, ale zrobią to świadomie? Czy odtąd będzie to naprawdę „ich” katedra? Czy zatęsknią za tym, co ona wyraża?