Filmowa saga o Kargulach i Pawlakach nie była wyssana z palca. Jak wyglądało życie osadników z Kresów Wschodnich na Ziemiach Zachodnich?
Ośrodek "Pamięć i Przyszłość" oraz Sieć Ziem Zachodnich i Północnych zorganizowały 16 i 17 maja w Centrum Historii Zajezdnia konferencję naukową, której celem była refleksja nad obrazem wsi na Ziemiach Zachodnich i Północnych.
Osiedlanie się na ziemiach dolnośląskich Polaków z Kresów Wschodnich było dla części z nich wygnaniem, wykorzenieniem, dla innych zaś awansem dającym nowe możliwości.
- Zaawansowana niemiecka organizacja zagród wiejskich, gospodarstw oraz środków produkcji praktycznie dla wielu z nich okazała się nowością, której nie umieli wykorzystać. Dochodziło więc do marnotrawienia zasobów. Niski kapitał kulturowy osadników z Kresów ma jednak także swoje pozytywne wymiary. Opóźnienie cywilizacyjne Polaków doprowadziło do powstania zasady terytorialnej współpracy, która stworzyła socjologicznie rozumianą zgraną społeczność wiejską - referował prof. Stanisław Kłopot z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego.
Mówił także o tym, że w PRL-u nastąpiło „wypychanie” młodzieży z rodzin rolniczych do miasta bądź pozostawanie ich na terenie wsi, ale poza gospodarstwem rolnym. Zmieniała się struktura społeczna. Chłopi zaczęli posyłać dzieci do szkół z powodu panującej koniunktury. Musieli bowiem uzyskać pewien poziom wykształcenia gwarantujący zatrudnienie poza gospodarstwem rolnym, w którym niestety nie było ubezpieczeń, nie było emerytur i dostępu do społecznych zabezpieczeń. Przymus ekonomiczny kierował chłopów na pozarolnicze rynki pracy.
- Wieś zaczyna stawać na nogi w latach 60. Jakościowa zmiana następuje w czasach Gierka. Modernizacja wsi i rolnictwa w końcu zaskoczyła. Właściciele gospodarstw zaczynali konkurować z rolnictwem uspołecznionym. Zostały zniesione kontyngenty, które deprawowały produktywność sektora prywatnego. Wprowadzono ubezpieczenia zdrowotne. Dekada gierkowska była miłym wspomnieniem dla rolników okresów transformacji. Ta z kolei wymusiła przestawienie się drastyczne na gospodarkę kapitalistyczną - opisywał prof. Kłopot.
Dla polskich komunistów po II wojnie światowej było oczywiste, że zmiana ustrojowa oznacza zmianę ustroju rolniczego, czyli kolektywizację. Należało zatem uskuteczniać równolegle odpowiednią propagandę.
- Ta była prowadzona w sposób okrężny. Polscy rolnicy wyjeżdżali do Związku Radzieckiego, do kołchozów i sowchozów, a potem w gromadach na wsi opowiadali, jak to świetnie działają spółdzielnie rolnicze. Tylko oni widzieli nieporównywalnie większe jednostki gospodarcze w porównaniu z polskimi. Reportaże z atrakcyjnych i pięknych radzieckich kołchozów ukazywały się prasie dolnośląskiej - mówił prof. Marek Ordyłowski z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Oprócz tego gazety w latach 50. publikowały fotoreportaże, jak skutecznie pracuje spółdzielnia produkcyjna, która "bije na głowę" gospodarstwa indywidualne.
- Pojawiały się na Dolnym Śląsku też afery rolnicze, gdzie kierowano sprawy do prokuratury, zapadały wyroki. Skazanych po odsiadce w więzieniu przenoszono do struktur partyjnych w innych województwach. A gazety o tym nie pisały kompletnie nic. W Złotoryi doszło do aresztowań w 1956 roku z powodu rolniczych przestępstw, jednak w prasie tematu nie było - stwierdził prof. Ordyłowski.
Dopiero w okresie rządów Władysława Gomułki, który był przeciwnikiem kolektywizacji, niektóre sprawy wychodziły na światło dzienne.
Czy Polakom-osadnikom z Kresów Wschodnich udało się ostatecznie oswoić dolnośląską wieś? Odpowiadając na to pytanie dr hab. Joanna Nowosielska-Sobel odwołała się do popularnej trylogii filmowej o Kargulach i Pawlakach.