O roli diecezjalnego duszpasterza ds. pomocy duchowej ofiarom wykorzystywania seksualnego i ich rodzinom mówi sprawujący od niedawna tę funkcję ks. Bartosz Mitkiewicz.
Agata Combik: Osoba, która doświadczyła wykorzystania seksualnego ze strony duchownych, może szukać w archidiecezji pomocy u delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży (czytaj TUTAJ - red.), ale także u duszpasterza. Czym różnią się te funkcje?
ks. Bartosz Mitkiewicz: O ile delegat jest osobą, która głównie zajmuje się kwestiami formalnymi (przyjęcie zgłoszenia, wstępne dochodzenie umożliwiające rozpoczęcie procedury kanonicznej, w razie potrzeby zgłoszenie sprawy do prokuratury), o tyle duszpasterz ma pomóc pokrzywdzonemu uzyskać kompleksowe wsparcie duchowe, psychologiczne.
Niestety w bolesnej sytuacji, z jaką dziś mamy do czynienia, w różnych dyskusjach często pomija się najbardziej tych, których sprawa dotyczy na pierwszym miejscu: ofiary, ich rodziny i środowiska, w których żyją. Krzywdy nie da się wymazać, ale trzeba postarać się o wszelką możliwą pomoc.
Czy ofiary chętnie z niej korzystają?
Nie wszystkie. Część tych osób nie chce po raz kolejny opowiadać komuś o swoich traumatycznych przeżyciach; niektórzy, będąc ofiarami księży, mają trudność, by zaufać jakiemukolwiek człowiekowi w sutannie. Jednak wiele tych osób nadal jest w Kościele, uczestniczy w życiu wspólnot parafialnych i oczekuje pomocy, wsparcia, zrozumienia. Większość z nich decyduje się na rozmowę. Najczęściej mówią, że chcą po prostu pewne rzeczy z siebie wyrzucić, wypowiedzieć.
Jestem przygotowany na różne reakcje ze strony przychodzących – nie dziwi mnie postawa agresywna, niechętna. Zwykle takie osoby przeżywają wielką samotność, smutek, zagubienie, lęk, poczucie winy, złość. Uczą się siebie od nowa. Często mówią, że przestały już do kogokolwiek mieć zaufanie, straciły wiarę we wszelkie autorytety. Rozumiem to.
Wykorzystanie seksualne niejedno ma oblicze.
Wielkie dramaty rozgrywają się czasem choćby w rodzinach. Ja zajmuję się przypadkami, które dotyczą wykorzystania ze strony osób duchownych. Inaczej przeżywają taką sytuację dorośli, inaczej dzieci; inna jest sytuacja, gdy mówimy o doświadczeniach sprzed lat, inna – gdy takie wydarzenie miało miejsce niedawno. Nie ukrywam, że nie mam wiedzy i umiejętności, by sam mierzyć się z wszelkimi takimi problemami. Nie o to też chodzi. Swoją rolę rozumiem trochę jak funkcję lekarza pierwszego kontaktu: kierowanie ludzi do odpowiednich specjalistów – psychologów, terapeutów. Czasem zresztą łatwiej będzie komuś przyjąć wsparcie ze strony świeckiej osoby. Terapia bywa długofalowa, wymaga zmierzenia się z wieloma różnymi emocjami. Każdego trzeba potraktować indywidualnie. Oczywiście, jeśli ktoś będzie chciał także ze mną spotykać się i rozmawiać, jestem gotów.
Pomocy wymagają nie tylko bezpośrednie ofiary wykorzystania.
To także sprawa rodzin, środowiska, w którym żyją konkretni ludzie. Trzeba tu wielkiej delikatności – zarówno wobec nich, jak i z ich strony. To skrzywdzony człowiek musi sam podjąć decyzję, ile chce powiedzieć o traumatycznych dla siebie wydarzeniach. Ktoś z jego otoczenia, kto wie o jego dramacie, nie powinien na własną rękę tego upubliczniać. Może pogłębić cierpienie ofiary.
Jeśli pokrzywdzony człowiek decyduje się na upublicznienie swojej historii, musi liczyć się z tym, że jego historię poznają krewni, sąsiedzi, koledzy z pracy – ludzie, którzy do tej pory może nic o tym nie wiedzieli. Rodzina, czasem rodzice, dzieci ofiary w takiej chwili też mogą doświadczyć traumy. I oni potrzebują pomocy. Czasem również ofiarę wówczas spotykają nowe cierpienia. Krewni mogą uznać, że sytuacja jest ciężarem dla całej rodziny.
Bywa, że ofiara poradziła sobie z sytuacją, ale trudno sobie z nią poradzić ludziom z jej otoczenia. Są załamani, zgorszeni. Wszystkim tym osobom powinien ktoś w takich chwilach towarzyszyć.
Czy skrzywdzeni ludzie potrafią szukać pomocy w wierze?
Ja nie będę ich „topił w wodzie święconej”. Zanim się będzie głosić Ewangelię głodnemu, trzeba go nakarmić. Trudno tak poranionemu człowiekowi mówić od razu o Bogu, o Jego miłości, o zaproszeniu do wspólnoty Kościoła. Najpierw go trzeba wysłuchać, pomóc w zaleczeniu ran. Jak mówił św. Jan Vianney: „Nie mów nikomu o Panu Bogu, ale żyj tak, by ktoś sam cię o Niego pytał”.
Na pewno skrzywdzony człowiek będzie umiał żyć w większym pokoju, jeśli zdobędzie się na przebaczenie. Jeśli się drapie ranę, powstaje bolesny strup. Kiedy przestajemy ją drapać, pozwalamy się jej zabliźnić. Blizna pozostanie, ale już nie boli. Ten proces wymaga jednak czasu. Ranę trzeba oczyścić, opatrzyć…
Czy to wszystko… nie przekracza ludzkich możliwości?
Przekracza. Potrzebujemy wielkiego wsparcia modlitewnego – modlitwy i za ofiary, i ich rodziny, i za nas, którzy próbujemy im pomóc. Chciałbym zaapelować do różnych wspólnot o modlitwę, post, o podjęcie ekspiacji za popełnione grzechy.
Kontakt z diecezjalnym duszpasterzem ds. pomocy duchowej ofiarom wykorzystywania seksualnego i ich rodzinom: pomocofiarom@archidiecezja.wroc.pl.
Ofiary wykorzystania seksualnego, ich bliscy mogą szukać pomocy we wszystkich poradniach rodzinnych Archidiecezji Wrocławskiej.