"Nieplanowane" to obraz, który już wywołał poruszenie w Stanach Zjednoczonych. Zupełnie nieplanowane. Teraz może to zrobić w Polsce. Tylko wybierzmy się do kin.
Pierwsza myśl, jak wpadła mi do głowy tuż po napisach końcowych? "Jak bardzo chciałbym, by zobaczyli to także moi znajomi-zwolennicy aborcji". Ale nie dlatego, że uważam, iż przekonałby wszystkich do ochrony życia od poczęcia. Po prostu zostawia on po sobie niesamowite piętno. Nawet nie wspomnienie czy refleksję, ale coś więcej.
We Wrocławiu jako redakcja "Gościa Wrocławskiego" organizujemy pokaz specjalny:
Chuck Konzelman i Cary Solomon stworzyli film na naprawdę dobrym poziomie, którego nie trzeba się wstydzić. Budżet (6 mln dolarów) na pewno nie powala na kolana, ale pozwolił na stworzenie opowieści… no właśnie jakiej?
Na pewno wzruszającej, bo prawdziwej. Główna bohaterka Abby Johnson istnieje naprawdę. Naprawdę była dyrektorką (zresztą jedną z najmłodszych w całej organizacji) kliniki aborcyjnej Planned Parenthood. Naprawdę przez kilka lat pracy w tej firmie przyczyniła się do około 22 tysięcy aborcji. I naprawdę przyszedł taki moment, że oddana okrutnemu przemysłowi, opartemu na pieniądzach, kobieta przeszła dramatyczną przemianę, uznając całym sercem, że przykładała rękę do regularnych zabójstw niewinnych dzieci.
W oglądaniu tej produkcji nie chodzi o emocje w stylu: "Ciekawe, co się zaraz wydarzy".
Widza zaangażuje przede wszystkim ewolucja głównej bohaterki oraz reakcje jej otoczenia. Już w materiałach promocyjnych możemy przeczytać, że Abby wstrząsnął moment, kiedy podczas zabiegu aborcji zobaczyła na USG, jak małe dziecko w łonie matki broni się dosłownie rękami i nogami przez usunięciem. Tę scenę oglądamy już na początku i nieprzypadkowo. Jak się okazuje, był to zaledwie języczek u wagi, chwila, która przeważyła szalę. Na całkowitą przemianę bohaterki filmu złożyło się bowiem kilka innych czynników.
Moim zdaniem twórcy znaleźli balans, tworząc obraz wyrazisty, naturalistyczny, momentami niewygodny dla oczu, ale nie skandalizujący, nie brutalny czy przesadny. Zarówno w przypadku aborcji medycznej (farmakologicznej), jak i chirurgicznej, pojawiają się krwawienia i tę krew na ekranie widać.
Bardzo wymowna jest scena, gdy Abby wraca po całym dniu pracy do domu (to był akurat dzień wypełniony w klinice zabiegami aborcji) i w korytarzu wita ją zaniepokojona kilkuletnia córka. Matka nie rozumie, skąd te nerwy u dziecka, ale po chwili wszystko się wyjaśnia, gdy mała Grace pyta: "Dlaczego masz krew na butach?". Abby ucieka się do kłamstwa, bo nie chce wyjawić dziewczynce prawdy. Oszukuje też samą siebie.
Rozmowy między bohaterami filmu to czasem jakby żywcem wyjęte dyskusje społeczne między jedną a drugą stroną światopoglądowego sporu, dlatego obraz wydaje się jeszcze prawdziwszy, wyjęty z naszej codzienności.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden dość mocny akcent, mianowicie na ukazanie obrońców życia, czyli tzw. prolajferów, którzy odegrali niebagatelną rolę w filmowej historii Abby Johnson, do czego ona sama się zresztą przyznaje na końcu w rozmowie z nimi.
Obrońcy życia, poprzez modlitwę, spokojną rozmowę i pokojowe rozwiązania, starają się dać odpór brutalnemu przemysłowi aborcyjnemu. Główna bohaterka zauważa ich przyjazne nastawienie, niepotępianie nikogo, przy jednoczesnej zdecydowanej postawie sprzeciwu wobec zabijania nienarodzonych. To ją dotyka, nie potrafi przejść obojętnie, nawet jako dyrektor kliniki nie wypowiada im jawnej wojny. Szanuje to, że mają inne zdanie i oni szanują też ją.
To uświadamia, że krzykiem, potępieniem, obrażaniem i agresją nie można trafić do zwolenników zabijania nienarodzonych, a tym bardziej do młodych matek (i ojców), którzy często ze strachu czy pod presją podejmują dramatyczne decyzje.
"Nieplanowane" to na pewno nie jest film z serii "przekonać przekonanych" oraz "jeszcze bardziej zirytować tych po drugiej stronie". Nie o to tu chodzi. To tragiczna, a jednocześnie piękna historia, która jest mocnym wołaniem o zaprzestanie zabijania bezbronnych, najmniejszych, najsłabszych.
Bardzo bym chciał, by film zobaczyli wszyscy moi znajomi, którzy dopuszczają w sercu prawo do aborcji w jakiejkolwiek fazie rozwoju prenatalnego człowieka.
Wychodziłem z kina z bólem serca, że to okrucieństwo ciągle się dokonuje. Ile dzieci umarło w czasie tego seansu, skoro rocznie zabija się ich ok. 42 milionów na całym świecie? Prawie 10 tysięcy.
Amerykański dramat Conzelmana i Solomona jest mobilizacją do działania w tej sprawie, począwszy od modlitwy, która jest naprawdę skutecznym orężem w walce o życie nienarodzonych.
Najlepszą recenzję wystawiła publiczność, z którą oglądałem "Nieplanowane" podczas wrocławskiego Festiwalu Filmów Niepokalanów. Widzowie płakali z dwóch powodów: na widok smutnych, trudnych, momentami przerażających scen i - ze wzruszenia. Jak powiedział jeden z mężczyzn: "Jestem bardzo szczęśliwy, że ten film powstał. On może zmienić świat".
Chciałbym, żeby tak się stało.