Zapraszamy do podróży kilkadziesiąt lat wstecz - do Bożego Narodzenia w czasie II wojnie światowej. Spójrzmy na te święta oczami nastolatków Armii Krajowej, a dzisiaj dolnośląskich kombatantów.
Kpt. Stanisław Wołczaski, powstaniec warszawski, służył w Armii Krajowej w Wydziale VI Biura Informacji i Propagandy. Doskonale pamięta, że nawet Boże Narodzenie wykorzystywano w konspiracji antyhitlerowskiej w pomysłowy sposób, by podnieść na duchu uciemiężonych w okupacji Polaków poprzez różnego rodzaju teksty kultury.
Pan Stanisław specjalnie dla czytelników „Gościa Niedzielnego" opowiada jeden krótki wierszyk i śpiewa okupacyjną kolędę!
Anegdota z Bożego Narodzenia z Warszawy w czasach okupacji
Niezwykłą, ale niebezpieczną przygodę w okresie bożonarodzeniowym podczas okupacji w 1944 roku przeżył mjr Józef Oleksiewicz, żołnierz I Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej.
- W rodzinnych stronach w mieście Grybów koło Nowego Sącza bardzo silna była tradycja kolędowania w przebraniu i wystawiania krótkich jasełek po domach. W moim oddziale Armii Krajowej dowódcy chcieli znać ułożenie i rozmieszczenie pomieszczeń posterunku Gestapo, żeby go wkrótce rozbić. I mój dowódca wymyślił, jak się tam dostać, żeby zbadać teren, a mnie tę misję jako łącznikowi zlecił - opowiada p. Oleksiewicz.
I kontynuując stwierdza, że Niemcy lubili różnego rodzaju przedstawienia i widowiska, dlatego dowódca chciał, by grupa kolędników po godzinie policyjnej dała się złamać niemieckiemu patrolowi i wylądowała na komisariacie Gestapo. W ten sposób 15-letni łącznik AK mógłby poznać budynek od wewnątrz.
- Wyszliśmy na ulice w przebraniach: Żyd, chłop, diabeł, śmierć i niedźwiedź. Ja byłem przebrany za tę ostatnią postać. Zgodnie z planem zgarnęli nas z ulicy po godzinie policyjnej i na komisariacie kazali nam odgrywać nasze scenki, co oczywiście robiliśmy. Deklamowaliśmy wierszyki. Bardzo się to nazistom spodobało, chwalili nas i nie tylko wypuścili, ale dali nam przepustkę, że możemy całą noc chodzić po mieście i nie mogą nas zatrzymywać - wspominać z uśmiechem major.
Ale to nie koniec historii. Młody polski łącznik w konspiracji zbadał dobrze teren, ale ostatecznie do ataku polskiej partyzantki na komisariat Gestapo nie doszło.
- Przyszedł front, zbliżał się koniec wojny i nie zdążyliśmy, ale ja sobie myślę, że to dobrze. Wielu ludzi by przy tej akcji zginęło. Ona była bardzo ryzykowna - ocenia kombatant.
Co ciekawe, ekipa kolędników nie była wtajemniczona w misję, jedynie 15-letni Józef. I nigdy się o tym nie dowiedzieli, bo młody AK-owiec zgodnie z zasadami trzymał to w ścisłej tajemnicy.
- Oni nie wiedzieli, że działam w konspiracji, a kolędowali chętnie, bo gospodarze groszem sypnęli czasem i można było trochę pieniędzy zarobić - podsumowuje 91-latek.
Na następnej stronie swoje świąteczne przeżycia z młodzieńczego okresu opowiadają p. Wanda Kiałka (sanitariuszka i łącznika) oraz płk. Bogdan Lipnicki (saper, powstaniec warszawski)