Jak przeżyć w tym roku Wielkie Dni? O niektórych aspektach tegorocznego świętowania mówi ks. dr hab. Dominik Ostrowski z Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, konsultor Komisji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów KEP.
Zobacz także:
Agata Combik: Wkrótce wejdziemy w Wielki Tydzień. Czy w obecnej sytuacji w Niedzielę Palmową rodzice mogą na przykład razem z dzieckiem przygotować palmę, odbyć rodzaj procesji z palmami w domu?
Ks. Dominik Ostrowski: Przy łączeniu się duchowym z liturgią poprzez udział w transmisji trzeba przemyśleć dobrze swoje zachowania. Błędnym byłoby „udawanie”, że jesteśmy w kościele, że naprawdę uczestniczymy w sprawowanej tam liturgii. Nie popieram takiego zachowania, gdyby ktoś – podczas gdy w kościele widocznym na ekranie odbywa się procesja – chodził w „niby procesji” po domu czy pokoju. Nie jest może godne potępienia, ale istnieje niebezpieczeństwo, że zamiast się łączyć duchowo z liturgią, to będziemy się odłączali.
A propos palm – „Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii” z 2001 r. mówi o tym, że palm nie przechowujemy jako jakiegoś magicznego rekwizytu, który ma zapewnić zdrowie, odganiać złe duchy, itd. Byłby to zabobon. Palmy, gałązki oliwne przechowuje się w domach jako świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa, Jego paschalne zwycięstwo. Dyrektorium mówi, by nie tylko mieć w domu palmę, ale pójść w procesji. W obecnej sytuacji możemy myśleć: ja nie mogę uczestniczyć w procesji, ale kto inny za mnie w niej idzie. A palma jest znakiem tej łączności.
Można przygotować dla dzieci jakąś formę bibliodramy, są możliwe różne katechetyczne pomysły. Moim zdaniem mogą się one odbyć po udziale w transmisji, jako konsekwencja Mszy św., z którą duchowo się łączyliśmy. Palma (w obecnej sytuacji może własnoręcznie wykonana z jakichś gałązek) to znak wejścia Chrystusa do swojego miasta. Palmy przypominają, że po Męce przyjdzie czas zwycięstwa.
A w Wielki Piątek – czy warto w domu wspólnie oddać cześć krzyżowi, jeśli nie będziemy mogli zrobić tego w kościele?
Absolutnie tak, nawet z przyklęknięciem i ucałowaniem krzyża. Myślę, że udział w transmisji powinien być „paliwem” modlitwy osobistej człowieka. Uczestnicy tej liturgii modlą się – też za mnie, w moim imieniu – w rzeczywistości świątyni. Ja modlę się w swojej rzeczywistości wykorzystując treści, które płyną stamtąd. W Wielki Piątek jak najbardziej mogę adorować krzyż w swoim mieszkaniu. To jest wskazane. Co innego jest chodzić z palmą po domu (zwłaszcza, że procesja jest formą manifestacji wiary przed światem, one odbywają się na zewnątrz, więc chodzenie po domu z procesją traci główny sens), natomiast oddawanie czci Krzyżowi ma głęboki sens. Dodajmy, że wiele osób w tym akcie koncentruje się na wyrażaniu współczucia Chrystusowi, całując Jego rany. To piękny gest, jednak byłoby jakimś zubożeniem tej adoracji, gdyby ktoś zapomniał, że to jest adoracja Krzyża, a nie ran Jezusa (choć też) – Krzyża jako narzędzia Zbawienia.
Jak możemy w tym roku przeżyć Wielką Sobotę? Święcenie pokarmów prawdopodobnie się nie odbędzie…
Święcenie pokarmów od strony formacyjnej w Polsce to jest raczej „przeszkadzajka”, która zakłóca milczenie Wielkiej Soboty, dostarcza rozproszenia. Księża desperacko próbują zachęcić tłumy ludzi z koszykami do adoracji Najświętszego Sakramentu, ale jednak w praktyce w kościołach panuje wtedy rozgardiasz. Uważam, ze tracimy potencjał Wielkiej Soboty przez to, że ją tymi koszyczkami zarzucamy. To powinien być dzień, kiedy Kościół milcząc trwa przy grobie Chrystusa – w postawie pewnej bezradności, bierności. Cisza powinna być znakiem rozpoznawczym Wielkiej Soboty. Jeśli kościoły będą otwarte i będziemy mieć możliwość indywidualnej adoracji, z zachowaniem obowiązujących zarządzeń, mamy szczególną szansę zasmakować klimatu Wielkiej Soboty.
Czyli tym razem cisza tego dnia, to doświadczenie pustki i bezradności naprawdę zabrzmi.
Może tak się stać, choć nikt obecnych okoliczności nie planował. Na pewno w takiej sytuacji pojawia się pytanie, czy przygotowywać koszyczek. On ma sens przede wszystkim wtedy, gdy jedzenie trzeba zanieść do kościoła. Ja bym jednak nie rezygnował z przygotowania go – ze względu na pielęgnowanie pięknej polskiej tradycji, a także dlatego, że jego przygotowanie to jakaś forma okazania tej dbałości o wiarę, której nie możemy zamanifestować we wspólnocie w kościele. Pokarmy można pobłogosławić zgodnie z obrzędem błogosławieństwa przewidzianym na Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego, umieszczonym na samym dole strony https://episkopat.pl/prezydium-episkopatu-przypominamy-o-koniecznosci-udzielenia-kolejnej-dyspensy lub TUTAJ. Zgodnie z obrzędem temu błogosławieństwu powinien przewodniczyć ojciec, ale nie musi tak koniecznie być – może poprowadzić go matka czy inna osoba. Pokarmy oczywiście nie muszą być wtedy umieszczone w koszyku – choć mogą. Wszystko będzie zapewne nieco trudniejsze – zamiast przyjść „na gotowe”, musimy się wysilić. Możliwe, że jest to pozytywna strona całej tej sytuacji.
Jakkolwiek nasze świętowanie będzie wyglądać, możemy ufać, że w tej sytuacji Pan Bóg nas swoją łaską dosięgnie tam, gdzie jesteśmy?
Tak, na pewno. I cieszmy się, że ktoś za nas, w naszym imieniu sprawuje liturgię, że ktoś gdzieś w niej uczestniczy. Może te święta – zubożone o wiele elementów – pod pewnymi względami przeżyjemy w sposób pogłębiony… Szansą dla nas jest odkrycie w większym stopniu skarbu Słowa Bożego. Mamy możliwość korzystania z czytań biblijnych na dany dzień. Czerpmy z nich.
Bardzo cenna jest też wieczorna modlitwa różańcowa przeżywana w domach. Ona pogłębia ten czas i daje nam poczucie wspólnoty. Kto wie, może powstrzymuje część osób od niepotrzebnego wychodzenia na zewnątrz, spowalnia rozprzestrzenianie się wirusa? Bądźmy jej wierni.