Swoim życiem pokazał, jak walczyć i budować wolną ojczyznę talentami, którymi obdarza Pan Bóg. Kiedy trzeba - z bronią w ręku, a kiedy nie trzeba - mrówczą pracą u podstaw.
Jak najkrócej opisać tę niezwykłą postać? Jezuicki kleryk z byłego zaboru pruskiego, żołnierz września 1939, oficer Armii Krajowej, sybirak, artysta-samouk ze zdolnościami technicznymi, znienawidzony przez komunistów historyk dokumentalista polskiego czynu zbrojnego na Wileńszczyźnie, charyzmatyczny organizator środowiska żołnierzy AK, zagorzały katolik. Po prostu człowiek renesansu w niezwykle trudnych czasach.
Po wojnie osiadł we Wrocławiu, gdzie pracował w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych. Zmarł 29 maja 1980 roku, zostawiając po sobie piękne ślady w stolicy Dolnego Śląska. Niestety, jego niezwykła historia życia, bohaterstwo i oddanie ojczyźnie odchodzi w zapomnienie. Ilu wrocławian kojarzy Stanisława Kiałkę? Nie mam złudzeń, że niewielu.
- O takich ludziach muszą pamiętać Polacy i Polska. Spotykamy się w przeddzień 40. rocznicy śmierci. Z wdzięcznością, dumą z szacunkiem pochylamy głowy, obiecując że będziemy pamiętać. Jako człowiek przed grobem takiego bohatera stoję z dużą nieśmiałością i zawstydzeniem, bo uświadamiam sobie, jak niewielkie są moje zasługi dla państwa. Wierzę, że duch, którego nieśli ludzie tacy jak p. Stanisław Kiałka, jest wśród nas i każe nam czuwać. - przemawiał Jarosław Kresa, wicewojewoda dolnośląski.
- Z ogromną pokora wspominam postać Stanisława Kiałki. W naszej pamięci to człowiek nietuzinkowego formatu, wielkiej inteligencji, ogromnej kreatywności, niezwykle zaangażowany w sprawy, których się dotknął - stwierdził Wojciech Trębacz z wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Przypomniał historie Kiałki. Jak stwierdził, jego plany na życie były zupełnie inne, niż się okazało. Wojna wszystko zmieniła. Z oddaniem zaangażował się w kampanię wrześniową 1939 roku.
- Jedna z jego towarzyszek walki mówiła: "Kiałka był wszędzie". Zasłużył się w legalizacji dokumentów w kwatermistrzostwie i w łączności. Skazany przez Sowietów na 15 lat katorgi w Workucie, wrócił po 11 latach. W 1956 roku pojawił się i osiadł we Wrocławiu. To człowiek wielu talentów, niezwykła postać - podsumował W. Trębacz.
Niezwykle wzruszona kameralną ale dostojną uroczystością była Wanda Kiałka, 97-letnia żona Stanisława, sanitariuszka Armii Krajowej o pseudonimie "Marika". Przy grobie jej męża stanęła wojskowa warta honorowa, a kwiaty złożyli delegacja wojewody dolnośląskiego, Instytutu Pamięci Narodowej i Dolnośląskiej Brygady Wojsk Obrony Terytorialnej.
- Jestem bardzo wzruszona państwa obecnością i dziękuję za pamięć o moim mężu. Jego celem życia po wojnie i po zesłaniu było dokumentowaniu losów konspiracji na Wileńszczyźnie. Pamiętam, jak jeździliśmy do naszych przyjaciół po całej Polsce i Stach ich namawiał: "Piszcie, nie zabierajcie ze sobą tej historii do grobu". Niewielu chciało to robić, bo bali się władzy komunistycznej. Byliśmy pod nadzorem NKWD - opowiadała Wanda Kiałka.
Razem z zebranymi odmówiła modlitwę w intencji męża, a na koniec, odchodząc od grobu, stwierdziła krótko z uśmiechem:
- Dużo gości miałeś dzisiaj Stasiu.
Stanisław Kiałka został pochowany na wrocławskim cmentarzu przy ul. Bujwida.