O św. Mikołaju, który dba nawet o wilki i potrafi wdać się w bójkę, owadach, które witały małego Jezusa w stajence, karpiach i choinkach, które nie muszą przysłonić tajemnicy Wcielenia, mówi Arkadiusz Cichosz, rzecznik PWT we Wrocławiu.
Agata Combik: Ponoć jesteś „człowiekiem Bożego Narodzenia”, który przez cały rok żyje tajemnicą tych świąt?
Arkadiusz Cichosz: Fakt. Bardzo lubię na przykład dopatrywać się w różnych pieśniach kościelnych elementów bożonarodzeniowych. Jest taka piosenka o Matce Bożej „Uczyńcie, co wam mówi Syn” i są tam takie słowa: „Naucz, Matko, jak przeżywać betlejemską noc…” Czasem się uśmiecham, gdy jest śpiewana w maju czy lipcu. Kiedy tajemnica Bożego Narodzenia pojawia się przy odmawianiu Różańca czy innych okazjach – zawsze mi się jakoś ciepło na sercu robi.
Dziwnym trafem „wpadają” mi w oko różne świąteczne ozdoby pozostawione na cały rok – jakieś lampki na rynnie, dekoracje na lampie albo choćby figurka św. Mikołaja przyczepiona do roweru. Jak moje dzieci coś takiego znajdą, zaraz wołają: „Tata, zobacz, święta cały rok!”. Prowadziłem też bożonarodzeniowego bloga, na którym działał nieustannie licznik odmierzający czas do świąt. (Zobacz: https://swietowanie.blogspot.com/)
Czy to znaczy, że cały czas masz choinkę z bombkami w domu?
Nie. Im jestem starszy, tym bardziej widzę, że te wszystkie dekoracje – które mogą być kiczowate, ale nie muszą! – mogą prowadzić do czegoś niesamowicie autentycznego. Hasło „święta cały rok” można przeżyć naprawdę serio. Skoro potrafimy w Boże Narodzenie „spiąć się” i odezwać się do jakiegoś krewnego czy sąsiada, to dlaczego nie przedłużyć tego na kolejne dni? Dlaczego ma być „święta, święta i po świętach”? Może jesteśmy w stanie uśmiechnąć się do tego sąsiada nawet w lipcu – tak, jakbyśmy to zrobili w Wigilię?
Świętowanie można przedłużać na różne sposoby. Istnieje choćby piękne nabożeństwo Drogi Betlejemskiej, które ma swoje stacje, analogicznie do Drogi Krzyżowej. Prowadzi od Nazaretu, przez drogę do Betlejem, aż po powrót z Egiptu. To świetny impuls do duchowego rozwoju.
Znany jesteś ze swojej pasji związanej z owadami i aniołami, czego dowodzą choćby Twoje teksty z „Angelologii Rymowanej”. To się splata z Bożym Narodzeniem?
„Anioły już śpiewają >Gloria<, to moja ulubiona historia”… Anioły miały bardzo dużo wspólnego z tym całym zamieszaniem bożonarodzeniowym, począwszy od archanioła Gabriela. Co do owadów… Planuję wkrótce umieścić je na choince. Mam już pomysł na ciekawe ozdoby – pszczółki, motylki i inne robale – które mogą trafić na choinkowe gałązki. Zamierzam zgłębić też temat ich obecności w stajence. Przecież w sianie, pośród zwierząt, musiało być mnóstwo tych małych żyjątek! Owady też witały Pana Jezusa!
Przeżywasz jakoś szczególnie czas Adwentu?
Pracowicie. Co roku z dziećmi przygotowujemy coś innego – jakieś przedstawienie, płytę z kolędami, jasełka – coś, czym zaskoczymy resztę rodziny na Boże Narodzenie. Trzeba być przy tym twórczym i elastycznym. Kiedyś na przykład, przy jasełkach tworzonych z kuzynostwem, sytuacja była o tyle skomplikowana, że każdy chciał być „najważniejszy”, a nie było chętnych np. do roli pasterza. Ostatecznie trzej chłopcy zostali trzema królami, a dziewczynka gwiazdą betlejemską i każdy był usatysfakcjonowany.
Robiliśmy też razem teatrzyk kukiełkowy. W tym roku przygotowujemy w domu teledysk. Utworzyliśmy „międzyrodzinny” zespół i nagrywamy nietypową kolędę z życzeniami. Na święta będziemy rozsyłać to nagranie wśród krewnych.
To wszystko wymaga pewnego wysiłku, ale dzieci w ten sposób wspaniale wchodzą w temat Bożego Narodzenia. A i ja też mam z tego „radochę”. Dlaczego tylko dzieci mają prawo do radości? Boże Narodzenie jest dla wszystkich. Syn Boży jest cały czas dzieckiem swego Ojca. Mamy prawo do dziecięcej radości!
Radio JudeaNa Papieskim Wydziale Teologicznym w tamtym roku zagościło „Radio Judea”, a tym razem św. Mikołaj pokazuje swoje mniej znane oblicze.
Tak, rok temu przygotowaliśmy rodzaj słuchowiska, audycję pokazującą jak by było w Betlejem, gdyby działało tam radio. Spotkało się to z bardzo pozytywnym odbiorem. Od wielu lat towarzyszy nam w Adwencie jakiś święty lub Sługa Boży. Był ks. Aleksander Zienkiewicz, był Jan Paweł I, abp Fulton Sheen. W tym roku padło na św. Mikołaja – by przypomnieć, kim był naprawdę. Nie znamy jego tekstów, wypowiedzi, które moglibyśmy cytować, jak to robiliśmy z innymi świętymi, ale towarzyszą nam różne przekazy dotyczące jego życia.
Dowiedziałem się w zeszłym roku, że św. Mikołaj patronuje nie tylko pannom na wydaniu, żeglarzom, ale także studentom, naukowcom – bo bronił wiary (podobno nie tylko na argumenty; między nim a Ariuszem ponoć doszło do rękoczynów, w wyniku których św. Mikołaj miał złamany nos).
Patronuje także… wilkom. Wiele miejscowości obierało go swego czasu za patrona obrony przed wilkami, organizowane były procesje, itd. Co ciekawe jednak, ludzie modlili się o swoje bezpieczeństwo, ale też o to, by św. Mikołaj zapewnił pożywienie wilkom – by przetrwały zimę. Czy to nie wzruszające?
Świętowanie można przedłużać na różne sposoby. Istnieje choćby piękne nabożeństwo Drogi Betlejemskiej, które ma swoje stacje, analogicznie do Drogi Krzyżowej - zauważa A. Cichosz. Agata Combik /Foto GośćCzy przyłączysz się do narzekania, że za wcześnie pojawiają się w sklepach choinki i słychać kolędy?
Nie, uważam że takie biadolenie, to trochę wylewanie dziecka z kąpielą. Wielu osób nie zna niczego innego. Nie potrafią przeżywać Adwentu w taki sposób, jak ludzie, którzy spotkali Chrystusa, włączają się świadomie w rok liturgiczny. Dobrze, że w jakikolwiek sposób dociera do nich radość z przyjścia Zbawiciela. Adwentu szukam w kościele, a nie w sklepie. Natomiast to, co wiąże się z Bożym Narodzeniem, to wciąż jeszcze jakiś punkt wspólny chrześcijaństwa ze zlaicyzowanym światem.
Przy okazji Wielkanocy nie usłyszymy w radiach komercyjnych pieśni wielkanocnych, a przy okazji Bożego Narodzenia z głośników „świeckich” stacji leci – zawarta w słowach kolęd – żywa Ewangelia. Jeszcze leci.
Już nie zawsze i nie wszędzie słyszymy, że chodzi o Boże Narodzenie.
Warto konsekwentnie podkreślać, że są to Święta Bożego Narodzenia – i na przykład wysyłać kartki ze stajenką betlejemską, a nie z zimowym widoczkiem. Jeśli przekazuję komuś zza granicy życzenia, to w słowach „Merry Christmas” zawsze dużymi literami piszę „CHRIST”, mniejszymi „mas” – by przypomnieć o co, o Kogo tak naprawdę chodzi.
Uważam poza tym, że Boże Narodzenie jest genialnym tematem na ewangelizację. Świętuje je 99 proc. Polaków (tak wykazały badania z 2013 r.). Ludzie, którzy nigdy do kościoła nie pójdą, obchodzą w jakiś sposób te święta – łamią się opłatkiem, modlą po swojemu. Coś się wtedy w ich sercu otwiera. Możemy w tej przestrzeni dotrzeć do nich z Ewangelią.
Tajemnicy Wcielenia nie przysłonią barszcze i karpie?
Nie muszą. Ważne jest głębokie, duchowe przeżywanie Bożego Narodzenia, ale uważam, że nie możemy zrezygnować też z tych zewnętrznych form, z różnych zwyczajów, emocji, z całej „otoczki” świątecznej, kulinarnej. Sam uwielbiam pierogi z grzybami (natomiast mam złe wspomnienia z dzieciństwa, jeśli chodzi o kompot z suszu wędzonego, dlatego robię świąteczny kompot we własnej, autorskiej wersji – z pomarańczami, cytrynami, mandarynkami).
Tradycje, także ludowe, mają prowadzić ku temu, co najważniejsze. Kiedyś udowodniłem grupie ministrantów, że jakąkolwiek podadzą świąteczną tradycję, znaleźć można do niej religijne odniesienie – od karpia (z całą symboliką i wymową ryb w Piśmie św.), poprzez lampki (Chrystus jako światłość świata), choinkę, itd. Kiedyś ktoś ironicznie pisał o reniferach na świątecznym jarmarku miejskim. Ja uważam, że „Choćby na reniferze, byle do Betlejem”.