"Wiem, że mimo tego, że teraz jesteśmy rozdzieleni, to niedługo znowu się spotkamy tutaj, gdzie ja teraz jestem" - to słowa testamentu niezwykłej... 8-latki. Nieprzeciętnie wrażliwa i nadzwyczaj "dorosła", przeszła już swój ostatni ziemski spacer.
Z rodzicami Małgosi znamy się już na pewno ponad 20 lat. Z Marcinem służyliśmy do Mszy św., a z Anią spotykaliśmy się nie tylko na korytarzu domu parafialnego przed spotkaniami młodzieżowych wspólnot. To była spora paczka znajomych, z którymi spędzaliśmy czas na pielgrzymkach, wyjazdach na Europejskie Spotkania Młodych czy kajaki. Nasz kontakt nieco się rozluźnił, gdy weszliśmy w dorosłość i założyliśmy własne rodziny. Nigdy się jednak nie urwał.
Tym bardziej trudno nam było uwierzyć, że ich córka Małgosia zachorowała na raka. To było pięć lat temu. Towarzyszyliśmy im przy walce o życie dziewczynki. Były Msze św. w intencji jej uzdrowienia, zbiórki, a czasem po prostu intensywna modlitwa w domowym zaciszu z własną rodziną. Smutek, rozżalenie i pytanie "dlaczego?" przeplatały się z nadzieją i dziękczynieniem za to, że udało się raz, a potem drugi pokonać chorobę.
Pamiętam, jak w okolicach ubiegłorocznych, pandemicznych już wakacji umawialiśmy się na rodzinne spotkanie. Mieli przyjechać do nas ze zdrową już Małgosią. Czekaliśmy tylko na to, aż Gosia się trochę wzmocni i odbuduje odporność po wszystkich chemiach, które przeszła. Niestety nie udało się...
Okazało się, że sukces w walce z rakiem był pozorny. Trzecia wznowa zakończyła się kilka dni temu śmiercią, a raczej - w co nie wątpimy - narodzinami dla nieba. Jest ból i ogromne współczucie dla Ani i Marcina, ale również pokój w sercu. Oni zrobili wszystko, co mogli, dla swojej córki. Co więcej, pięknie ją wychowali, a ona szybko dojrzała i przerosła swoich nauczycieli. Każdy z was może się przekonać, jak bardzo.
Małgosia na ponad 5 tygodni przed śmiercią napisała swój testament. Nieźle, jak na ośmiolatkę. Była już pod opieką Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska. Było też wiadomo, że terapia nie przyniesie jej zdrowia, ale leki miały zmniejszyć jej ból. Wiedziała, że zostało jej niewiele czasu.
"Wiem, że mimo tego, że teraz jesteśmy rozdzieleni, to niedługo znowu się spotkamy tutaj, gdzie ja teraz jestem" - pisze dziewczynka. - "I pamiętajcie o tym, co wam teraz powiedziałam. Cieszcie się i nie płaczcie za mną, tylko cieszcie się życiem tak jak ja póki macie czas. To znaczy, tu gdzie ja jestem też jest fajnie, ale nie ma wesołego miasteczka".
Kilka zdań zapisanych w zeszycie trochę niezgrabnym dziecinnym pismem skierowała do rodziców, ale są one przesłaniem dla nas wszystkich. Sami możecie je zobaczyć na zdjęciach. Zachęcam do przeczytania. Nie zajmie wam to więcej niż trzy minuty.
Małgosiu! Dziękuję Ci za tę naukę! Dziękuję Ci za te rekolekcje, które dla mnie i dla mojej rodziny prowadziłaś! Już nie płaczę z rozpaczy, ale ze wzruszenia. Dziękuję Tobie i Twoim rodzicom, że mogłem Cię poznać. Odpoczywaj w pokoju i czekaj na nas!
O Małgosi pisaliśmy również w artykułach: