"Niezapomniana chwila"

Oto praca laureatki III miejsca XVII edycji Konkursu "My Polacy, my Dolnoślązacy" o Laur Złotego Pióra, Kamila Hasulak z Salezjańskiej Szkoły Podstawowej im. Dominika Savio w Lubinie.

 

Temat: „Jak twierdzi Olga Tokarczuk: „Coś co się wydarza, a nie zostanie opowiedziane, przestaje istnieć i umiera”. Historia, którą chcesz „ocalić od zapomnienia” i przekazać ją innym”.

 

„Coś co się wydarza, a nie zostanie opowiedziane, przestaje istnieć i umiera”, to słowa naszej polskiej noblistki - Olgi Tokarczuk - wypowiedziane podczas wręczania jej nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 2018 roku. O wydarzeniach historycznych, ważnych faktach dowiadujemy się dzięki temu, że wcześniej ktoś je opowiedział, ktoś inny spisał, sfilmował, wykonał zdjęcia i tak przekazał dalej. Niestety wiele ludzkich doświadczeń przepada bezpowrotnie lub pozostają jedynie ich strzępy w pamięci świadków, którzy przekazują tylko tyle, ile pamiętają lub chcą powiedzieć, bo sporo tych opowieści wiąże się z bólem i cierpieniem.

Czytaj także: "Złote pióro" ma kolejnych laureatów

A czym jest zapomnienie? Czy jest to zaniedbanie lub brak uczuć? Może wszystko po trochu? Wiem jedno, że tyle ilu jest nas na świecie, tyle jest historii, wydarzeń wartych usłyszenia, przekazania dalej, zapamiętania i ocalenia od zapomnienia. Dzielmy się doświadczeniami, przeżyciami i tym co nas spotkało w życiu, przekazujmy to dalej. Może ktoś kiedyś wyciągnie z nich ważną lekcję życiową, a może to my sami dopiero po jakimś czasie zrozumiemy, co nas spotkało.

W tym miejscu chciałbym wspomnieć o przeżyciu, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci, z którego wyciągnąłem ważną lekcję dla siebie, a opowiadając teraz, z pewnością ocalę od zapomnienia.

       Był 21 sierpnia 2019r. Z rodzicami i siostrą spędzaliśmy wakacje w Tatrach, a dokładniej w Kościelisku. Bardzo lubimy wędrówki górskie, spacery, jaskinie. W tym dniu poznaliśmy rodzinę z Tarnowa, która także przyjechała tu na letni odpoczynek. Od razu nawiązałem kontakt z chłopcem, który okazał się być moim rówieśnikiem.  Miał na imię Jaś. W trakcie wieczornej zabawy w basenie opowiadaliśmy sobie: co lubimy, czym się interesujemy. Miło spędziliśmy czas. Rozmawialiśmy o planach wędrówek na najbliższe dni i chcieliśmy namówić naszych rodziców na wspólne wejście na Giewont. Udało się.

Następnego dnia wczesnym rankiem cała nasza czwórka szykowała się do wyjścia w góry. Sprawdziliśmy plecaki, mama zadbała o kanapki i picie, ja z siostrą schowałem kurtki przeciwdeszczowe, choć zapowiadano ładny, słoneczny dzień. Jednak, jak to w górach bywa, pogoda zmienia się nagle i trzeba być przygotowanym na wszystko. Wyszliśmy o siódmej, bo przed nami była długa trasa do przejścia i chcieliśmy wejść na Giewont około jedenastej, aby zdążyć przed ewentualnymi burzami, które tu w Tatrach często pojawiają się we wczesnych godzinach popołudniowych. Czekaliśmy na naszych nowych znajomych, ale niestety nie pojawili się. Zaspali. Przełożyli wyprawę na jutro, a my ruszyliśmy w drogę.

To był dla mnie piękny i przede wszystkim udany dzień. Zdobyłem Giewont, podziwiałem prześliczną Dolinę Kościeliską, zwiedziłem jaskinię. Będąc na szczycie Giewontu, mogłem także obserwować akcję ratunkową TOPR-u w Jaskini Śnieżnej. Ratownicy próbowali dostać się do uwięzionych tam grotołazów.

      Wieczorem  relaksowaliśmy się po długim i wyczerpującym dniu w basenie. Opowiedziałem koledze o naszej wycieczce, podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami. Był bardzo podekscytowany i nie mógł się doczekać swojej wyprawy.

Następnego poranka Jaś wraz z siostrą i rodzicami po późnym śniadaniu ruszyli w góry. My mieliśmy inne plany z uwagi na nieco „niewyraźną” pogodę, jak to powiedziała moja mama. Życzyliśmy im powodzenia i umówiliśmy się na wieczór.

Jednak los pokrzyżował wszystko.

       Pogoda najpierw słoneczna, potem jakby oszalała. W ciągu kilku godzin mieliśmy cztery pory roku. Nad Tatrami przeszła burza wczesnym popołudniem. Mogliśmy oglądać festiwal błysków i grzmotów z pięknego zamku Czorsztyn, który właśnie zwiedzaliśmy.

Wtedy nagle dotarło do nas, że nasi znajomi mogą być właśnie na szczycie. Najpierw odsuwaliśmy od siebie niepokojące myśli, sami się uspokajaliśmy, powtarzając, że z pewnością już zdążyli zejść, że może, widząc zmieniającą się pogodę, oni także zmienili plany, a może udało im się schronić przed burzą i jest wszystko dobrze, a może…. 

Ale nie było dobrze.

        Ranek 22 sierpnia 2019 roku był dniem, kiedy widziałem Jaśka ostatni raz. Jak się dowiedzieliśmy potem, w wyniku uderzenia pioruna o skały, został odrzucony na znaczną odległość. Ktoś nawet podjął reanimację, ale nie przyniosła skutku. Jego najbliższych przetransportowano do szpitala. W trakcie tej burzy życie w Tatrach straciło pięć osób. To był tragiczny czas.  A miało być tak pięknie, mieliśmy opowiadać sobie o naszych wrażeniach i przeżyciach związanych ze wspinaczką po łańcuchach na szczyt Giewontu.  Po tym wszystkim  nie chcieliśmy już tam dłużej być. Wróciliśmy do domu.

      Rozmawialiśmy z rodzicami o tym, co się stało, czego doświadczyliśmy. Próbowaliśmy analizować, co by było gdyby… Gdyby nie zaspali i poszli z nami poprzedniego dnia…. Gdyby wyszli wcześniej w góry, a nie po późnym śniadaniu, to może zdążyliby przed burzą …… Gdyby, widząc zagrożenie, nie zdecydowali się wejść na szczyt, tylko zawrócili…. Gdyby poszli dzień później…. Te nasze „gdyby” ciągnęło się bez końca i nie zmieniło faktu, że jego już nie ma, że mogłem mieć nadal kolegę, z którym bym się bawił i może utrzymywał nadal kontakt. Pozostawił po sobie pustkę. Zapamiętam go jednak jako wesołego, uśmiechniętego, cieszącego się życiem nastolatka.

       To wydarzenie to także przestroga, aby pamiętać, że natura jest nieprzewidywalna. Zawsze należy czuć  respekt przed nią, a w górach szczególnie. To także nauka dla nas i tak jak mówią słowa piosenki dawnego zespołu Golden Life - „życie choć piękne tak kruche jest, wystarczy chwila, by stracić je” - w tej historii mają swoje odzwierciedlenie. Dlatego należy szanować życie i  cieszyć się nim, każdym jego dniem, każdą chwilą daną nam tu i teraz, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się skończy, kiedy to my zostaniemy tylko wspomnieniem…

Tę historię będę opowiadał kiedyś swoim dzieciom, a może i wnukom. Jest w niej element mój, moich bliskich, kolegi z Tarnowa i jego rodziny. Jeżeli uda mi się ocalić ją od zapomnienia, to tak zbuduję pamięć o znajomym z Tatr.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..