Pod koniec 2021 r. odwiedziła stolicę Dolnego Śląska s. Mary Virginia Orna, urszulanka, emerytowany profesor chemii z Nowego Jorku. Z siostrą rozmawiali uczniowie Liceum Urszulańskiego we Wrocławiu Maria Mikołajczak i Mikołaj Lewczuk. W pierwszej części wywiadu siostra opowiada o swojej naukowej ścieżce i fascynacji chemią.
Otrzymała Siostra w tym roku (2020) bardzo ważną nagrodę - HIST Award for Outstanding Achievement in the History of Chemistry, czyli nagrodę za wybitne osiągnięcia z dziedziny historii chemii przyznawaną przez Amerykańskie Towarzystwo Chemiczne (American Chemical Society). Co to za nagroda?
Geneza tej nagrody pochodzi od pewnego dżentelmena, który posiadał firmę chemiczną i był bardzo bogaty. Jego pasją była historia chemii, a szczególnie historia barwników, ponieważ jego firma je produkowała. Doktor Sidney Edelstein, bo tak się nazywał, i ja byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Pewnego dnia powiedział mi: "Wiesz co, chciałbym wysłać cię do Izraela na kilka tygodni, abyś sprawdziła mi tam taką uczelnię, której chciałbym dać dotację i być może założyć instytut. Ale potrzebuję kogoś, kto zna się na rzeczy i mógłby sprawdzić, czy moje pieniądze nie będą wyrzucone w błoto i czy coś dobrego z tego wyjdzie". Więc wysłał mnie do Izraela, gdzie pracowałam przez tydzień, przeprowadzając inspekcję tej uczelni, rozmawiając z tamtejszymi ludźmi i tak dalej. Po tym spędziłam wakacje na koszt dr. Eldesteina (śmiech), który zachęcił mnie, abym zwiedziła kraj i czegoś się o nim nauczyła. Dzięki temu zobaczyłam rzekę Jordan, pojechałam do Petry i zwiedziłam wiele innych pięknych miejsc. Oczywiście, napisałam swój raport, który okazał się bardzo korzystny, w następstwie czego dr Eldestein utworzył instytut, a ja mu w tym pomogłam. Tak naprawdę to dr Edelstein zainteresował mnie historią chemii. Zaczęłam rozumieć, że ta dziedzina jest tak istotna, iż mogłaby być dodana do podstawy programowej z chemii, co wzbogaciłoby program nauczania. Przez to studenci nie patrzyliby tylko na molekuły, ale także na ludzi odpowiedzialnych za odkrycie tych molekuł. Dlatego zaczęłam czytać coraz więcej o historii, by w ten sposób móc dodawać do programu jej elementy, gdzie było to stosowne i potrzebne. Przekazywanie historii to także pokazywanie wybitnych naukowców, którzy w przeszłości dokonywali odkryć dzięki wielkiej determinacji, dzięki temu, że drążyli nurtujące ich zagadnienia i nie pozwalali, by "dziwne" zjawiska zostały zapomniane bez znalezienia ich przyczyny. Takie było podejście M. Skłodowskiej-Curie, która kiedy zaobserwowała dziwne zjawisko, dążyła do jego wyjaśnienia. Jest wiele takich "dziwnych" zjawisk w historii chemii i gdyby ludzie ich nie zbadali, nie dowiedzielibyśmy się np. o gazach szlachetnych. Odkrycie argonu przypisuje się Williamowi Ramsayowi, który próbując ustalić gęstość azotu do wielu miejsc po przecinku, odkrył, że gęstość azotu jest inna, gdy ten pochodzi od roślin, które zostały spalone. Kiedy zbadał azot tego typu i wziął azot z atmosfery, okazało się że ten drugi był troszkę gęstszy od tego pobranego z żywych organizmów, tylko było to na szóstym miejscu po przecinku. Wielu ludzi mówiło: "To tylko błąd podczas eksperymentu, odpuść, to nie jest ważne", ale on powtarzał ten sam eksperyment w kółko i w kółko, aż w końcu odkrył, że wciąż istnieje różnica na szóstym miejscu po przecinku. Nie poddawał się, był przekonany, że coś "chowało się" w azocie z atmosfery i sprawiało, że był cięższy od azotu z żywej materii. Więc pobrał próbki atmosfery i zaczął je oczyszczać, wydobywając azot po trochu. Po eksperymentach z wieloma próbkami pobranymi z atmosfery odkrył, że w ok. 1 proc. składała się z cięższego pierwiastka, który na nic nie reagował. Był całkowicie bezwładny. Okazało się, że jest to pierwiastek argon, a gdy Ramsay opublikował wyniki swoich badań, nikt mu nie wierzył. A Mendelejew, twórca układu okresowego, nie wierzył mu najbardziej, ponieważ myślał, że "zniszczy" to jego układ (śmiech), ponieważ był to pierwiastek, który nigdzie nie pasował. Po odkryciu argonu zaczęło się polowanie i odkryto całą rodzinę takich pierwiastków. I zmieściły się w układzie okresowym, ale dopiero po śmierci Mendelejewa.
Dużo Siostra podróżowała z powodu swojej pracy. Która podróż wywarła na Siostrze największe wrażenie i dlaczego?
Podróżowałam bardzo dużo. Myślę, że tą podróżą, która miała na mnie największy wpływ, była ta z końca 2017 r., kiedy zostałam zaproszona, by odwiedzić Tajwan i nasz tamtejszy Urszulański Uniwersytet Językowy w Wenzao. Zaprosili mnie tam nie dlatego, że jestem naukowcem, tylko dlatego, że jestem urszulanką. Chcieli, żebym rozmawiała ze studentami o duchowości św. Anieli oraz jak na zajęciach, kursach na poziomie uniwersyteckim można tego ducha przywołać w relacji ze studentami, w nauczaniu. Więc poleciałam tam nie jako naukowiec, tylko jako siostra urszulanka. Zorganizowano mój miesięczny pobyt na Tajwanie w taki sposób, że dwa tygodnie wykładałam na uniwersytecie, by później dwa tygodnie mieć czas na zwiedzanie tego kraju jako turystka. Co było przede wszystkim bardzo ciekawe na Tajwanie, to fakt, że od pierwszej chwili byłam funkcjonalną analfabetką: gdziekolwiek nie spojrzałam, nie mogłam znaleźć żadnego znaku napisanego w alfabecie łacińskim. Wszystko było napisane pionowo, ideogramami i nie wiedziałam, co robić. Nie mogłam przeczytać nawet znaków drogowych (śmiech). Gdybym chciała gdzieś pójść i bym się zgubiła, nie wiedziałabym, gdzie jestem. I nie mogłabym się spytać kogokolwiek, gdzie mam iść. To naprawdę było niepokojące doświadczenie. A ja lubię wychodzić i spacerować.
Co jest takiego fascynującego w uczeniu innych?
Uwielbiam rozmawiać! I uwielbiam opowiadać historie, ale także słuchać historii od innych ludzi i je przekazywać dalej. I myślę, że głównym powodem, dla którego uwielbiam uczyć, jest moje przekonanie, że podstawowym celem edukacji jest pomaganie ludziom w uświadomieniu sobie, kim są jako osoby. W tym samym czasie pomaga mi to samej sobie uświadomić, kim jestem jako osoba. Edukacja jest najważniejsza, bo pomaga nam uświadomić sobie swoją tożsamość. To jest wspaniałe dla nauczyciela widzieć wzrost swoich uczniów. Szczególnie jeżeli masz kontakt z uczniami przez długi czas, powiedzmy ponad rok, wtedy naprawdę widzisz ich ogromy rozwój i to, że nie marnujesz swojego czasu. W rzeczywistości nauczanie jest, można powiedzieć, uświęconym zawodem.