Z inicjatywy abp. Józefa Kupnego w archikatedrze wrocławskiej wierni modlili się podczas uroczystej Mszy św. w intencji niedawno zmarłego papieża seniora Benedykta XVI.
Eucharystii w sobotni wieczór przewodniczył metropolita wrocławski. Mszę św. koncelebrowało kilkudziesięciu kapłanów z bp. Jackiem Kicińskim CMF na czele.
Arcybiskup Kupny przypomniał, że zgodnie z dawną tradycją już w sobotę wieczorem rozpoczynamy świętowanie Niedzieli Chrztu Pańskiego. Ewangelia prowadzi nas nad Jordan i czyni świadkami rozmowy Pana Jezusa z Janem Chrzcicielem.
Dlaczego Jezus przyjął chrzest Janowy?
Zanim Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan, Jan Chrzciciel pouczał, kim On jest. Wówczas padły znamienne słowa: "Idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów". W takiej atmosferze oczekiwania przyszedł Chrystus i poprosił Jana o chrzest. - Trudno się dziwić, że Jan powstrzymywał Go. Przecież Jezus zaprzeczał w ten sposób słowom Jana Chrzciciela. Jan pouczał, że chrzest, którego on udziela, jest niczym w porównaniu z chrztem, którego udzieli Mesjasz. I ten Mesjasz staje z grzesznikami, tak jak oni prosi o zanurzenie w rzece Jordan. To się kłóciło z wyobrażeniem Jana o Bogu i sposobie objawienia Boga. To się absolutnie nie zgadzało z tym, jak Jan zaplanował moment rozpoznania w Jezusie z Nazaretu zapowiadanego Mesjasza. To się nie układało zgodnie z planem. Pewnie nie tak chciał przedstawić ludowi Mesjasza - mówił w homilii abp Kupny.
Przyjmując chrzest, ludzie powinni wyznać swoje winy i zmienić swoje życie. Ale jak to się mogło odnieść do Chrystusa? Przecież był bezgrzeszny i nie musiał zrywać z dotychczasowym życiem. - Dlatego rozumiemy ogromne zdziwienie św. Jana, który mówi: "To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?". Ta scena staje się jasna i zrozumiała dopiero w kontekście śmierci Pana Jezusa na krzyżu - nauczał metropolita wrocławski.
W słowach Jezusa Kościół wschodni widzi zapowiedź słów z Ogrodu Oliwnego. Jezus, wchodząc do Jordanu, niósł na sobie grzechy tych wszystkich, którzy wtedy przyszli do Jana, i tak samo poniesie grzechy wszystkich z krzyżem na Golgocie. My dzisiaj o tym wiemy, lecz Jan Chrzciciel tego nie wiedział. - Jezus mówi do Jana: "Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe". I wtedy Mu ustąpił. Pewnie Jan Chrzciciel miał jakiś plan, w którym było wszystko sensownie poukładane. Miał prawo oczekiwać, że Chrystus w ten plan się wpisze i go zrealizuje, a Bóg ten plan pobłogosławi. Tymczasem nic z tego planu nie wychodzi. A Jezus prosi go, żeby ustąpił, nie blokował Go - opisywał kaznodzieja.
Jesteśmy pokoleniem, któremu nie przychodzi łatwo ustępować. I nieważne, czy to dotyczy Boga, czy drugiego człowieka. Argument, że Bóg czegoś od nas oczekuje, zupełnie przestał się liczyć. Jak zostałby potraktowany Jezus, gdyby przyszedł do nas i powiedział: "Ustąp"? Czy to jedno słowo by wystarczyło?
- Kiedy Jan ustąpił, zrezygnował z własnych planów, nie targując się z Bogiem i nie każąc Bogu się tłumaczyć. Wtedy otworzyło się niebo, a ludzie usłyszeli głos Boga. Posłuszeństwo Bogu, pełnienie Jego woli otwiera niebo i sprawia, że słyszymy głos Boga, który przemawia także w naszym świecie. Są tacy, którzy zarzucają, że jest nieobecny. Wielu mówi, że Bóg stał się obojętny na zło, które się dzieje wokół nas. A może nie Bóg abdykował, lecz człowiek Go spycha, mówiąc: "Przeszkadzasz mi"? - tłumaczył abp Kupny.