Pomagają leczyć rany serca, odzyskać pokój i równowagę, wspierają w kryzysie. Uczestnicy niedawnej pielgrzymki do grobu i do miejsca śmierci siostry Marii Acutiny usłyszeli świadectwa o łaskach otrzymanych za pośrednictwem męczenniczek.
Siostra Maria Czepiel wspominała swoją wizytę w pewnej z podwrocławskich parafii. Było to jedno z wielu miejsc, dokąd siostry udawały się z prelekcjami, by opowiadać o męczenniczkach elżbietańskich. – To było po ostatniej Mszy świętej w tej parafii – Mszy, na której modliliśmy się za osoby, które doświadczają przemocy, ale i za te, które nie akceptują siebie – opowiadała.
– Razem z drugą siostrą zbierałyśmy w przedsionku różne rzeczy, które przywiozłyśmy ze sobą. Stałam przy ścianie kościoła, składając książki, kiedy nagle w głowie pojawiła mi się myśl, że muszę odejść od tej ściany. To było irracjonalne... Zostawiłam jednak te książki na ławce stojącej przy ścianie, obok stolika, i odeszłam kawałek dalej, by złożyć baner. Podchodzę do niego, odwracam się i nagle słyszę potężny huk. Na moich oczach ściana rozpada się. Widzę, że przebija się przez nią snop światła, a potem cofa się...
Kiedy siostra wybiegła na zewnątrz, zobaczyła, że dosłownie w ścianie kościoła stoi samochód. Z pojazdu powoli wydobywa się mężczyzna – któremu na szczęście nic się nie stało.
Okazało się, że chciał popełnić samobójstwo. Rozpędzonym samochodem postanowił wjechać w kościelną ścianę. Nie wiedział jednak, że akurat ten fragment świątyni to prowizoryczna ścianka z regipsu – postawiona tymczasowo w miejscu, gdzie kiedyś znajdowały się drzwi. S. Maria wyjaśniła, że ścianka wzniesiona została na niskim, wystającym fundamencie – który zatrzymał koła samochodu i zapewne ocalił życie siostrom we wnętrzu. Hałas, który było słychać, to huk pękających opon.
Ponoć mężczyzna potem w kościele kładł się krzyżem na ziemi, żegnał wodą święconą. Miał jakieś trudne życiowe doświadczenia, nie radził sobie z samym sobą i dlatego przedtem postanowił zakończyć życie. – Jesteśmy przekonane, że to wstawiennictwo sióstr męczenniczek ocaliło go – mówiła s. Maria.
Zobacz także:
Jedno z przytoczonych świadectw dotyczyło Oli – uczestniczki Mszy świętych oraz nabożeństw odprawianych 11. dnia miesiąca w katedrze wrocławskiej. Podczas takich spotkań trwała modlitwa za przyczyną nowych błogosławionych – zwłaszcza w intencji osób, które doświadczyły jakiejkolwiek formy przemocy, zmagających się z rozmaitymi fizycznymi, duchowymi czy psychicznymi ranami, ciemnościami.
Ola, w przekazanym siostrze Marii Czepiel świadectwie, dzieli się między innymi odkryciem (dokonanym dzięki historiom błogosławionych męczenniczek), jak wielka jest łaska uleczenia ze strachu przed śmiercią – uleczenia, którego doświadczył jej zmarły niedawno ojciec.
Udział w modlitwie we wrocławskiej katedrze pomógł kobiecie zwrócić uwagę także na jej własny problem. Od pewnego czasu przeżywała, irracjonalny jak się wydawało, lęk przed skrzywdzeniem seksualnym bliskiej jej osoby. Na modlitwie odkryła powody tego lęku. Jednym z nich było wydarzenie, które przeżyła mając 9 lat. Pewien mężczyzna zamknął się z nią wówczas w windzie i zaczął się rozbierać. Na szczęście jej głośny krzyk sprawił, że ostatecznie napastnik ubrał się i wypuścił ją z windy, nie czyniąc krzywdy, strach jednak pozostał.
Ola wspomina także, że gdy jej mama była z nią w ciąży, jako ławniczka uczestniczyła w rozprawie sądowej, gdzie skazany na karę śmierci został mężczyzna, który w okrutny sposób dopuścił się gwałtu na małym dziecku, a potem zamordował swoją żonę. „Lęk mojej mamy dotknął i mnie” – opowiadała. Po modlitwie – także za wstawiennictwem św. Szarbela – doświadczyła wolności od strachu związanego z dawnymi traumami.
Kolejne świadectwo zostało wypowiedziane przez o. Maksymiliana Stępnia podczas październikowej Mszy św. w katedrze wrocławskiej. Wspomniał o kobiecie, która w dzieciństwie doświadczyła przemocy, a potem przez swój styl życie wplątała się w zło, doświadczając opętania. Modlitwa egzorcyzmami – przez uprawnionego do tego kapłana – nie przynosiła rezultatów.
W przeddzień beatyfikacji elżbietanek, 10 czerwca ubiegłego roku, o. Maksymilian postanowił pomodlić się o wolność dla niej przez wstawiennictwo elżbietańskich męczenniczek – przywołując w sercu ich wstawiennictwa. Kobieta doświadczyła uwolnienia. Zapytana potem, czy coś zapamiętała, wspomniała obraz, który miała przed oczyma: rzeka krwi, z której zaczęło wyłaniać się 10 biało ubranych niemowląt. Wychodziły z rzeki i wznosiły się ku niebu. Dostrzeżono w tym obrazie symbol dziesięciu męczenniczek – których dręczona przez zło kobieta do tej pory nie znała.
– Jestem przekonana – mówiła s. Maria – że Bóg daje nam na ten czas takich świętych, jacy są nam potrzebni. Siostry chcą nam pomagać!