Rozważanie z cyklu "Nim rozpocznie się niedziela" na 26. niedzielę w okresie zwykłym przygotował franciszkanin o. Oskar Maciaczyk, rektor Wyższego Seminarium Duchownego Franciszkanów we Wrocławiu.
Kolejne zdjęcie dodane do portalu społecznościowego. Kolejny krótki filmik wrzucony do internetu. Znowu widzą mnie uśmiechniętego, szczęśliwego, w towarzystwie ciekawych osób. Będzie dużo „lajków”. Będą pozytywne komentarze. Będą twierdzić, że mam fantastyczne życie. Będą może nawet zazdrościć i żałować, że nie mogą sobie tak fajnego życia urządzić. To trwało kilka sekund. Dosłownie pięć sekund.
Transmisja Mszy św. w 26. niedzielę zwykłą
Korzystne tło, spotkani ciekawi ludzie, przypływ euforii i chwila świetnej atmosfery. Wyciągnięta ręka, spojrzenie w obiektyw mojego smartfona, chwila radości, szeroki uśmiech, jeszcze tylko wrzucić do internetu i będą patrzeć na to moje szczęście godzinami, dniami, może ktoś odkopie jeszcze po tygodniach. Jestem szczęśliwy. Mam udane życie. Oni są o tym święcie przekonani, bo przecież w tej rzeczywistości mnie zobaczyli, w rzeczywistości, która dla nich staje się już realem. Więc chciałbym, żeby i dla mnie była realem, bo tam zawsze jestem uśmiechnięty. Zawsze. Tutaj idę dalej, przedzieram się przez skupisko samotności. Nie ma urokliwego błysku „lajków”. Po co się uśmiechać? Do kogo?
W przypowieści, którą słyszymy w liturgii dzisiejszej niedzieli, Pan Jezus pokazuje nam dwa światy. Jednym jest świat ułudy, drugim zaś świat autentycznego życia. Czym kierował się pierwszy syn z przypowieści, kiedy odpowiadając ojcu na zaproszenie do pracy w winnicy mówi: „Idę, panie”, ale słowa nie dotrzymał? Co kierowało drugim synem, który na to samo zaproszenie odpowiedział: „Nie chcę”, lecz potem okazało się, że jednak pracę wykonał? Jezus chwali zachowanie tego drugiego, bo jest zainteresowany konkretem, a nie ułudą czegokolwiek.
Pierwszy syn na pewno zrobił na ojcu dobre wrażenie. Ostatecznie jednak o naszym dalszym życiu nie decydują marzenia albo zrobione na kimś dobre wrażenie, lecz decyzja i jej realizacja. Gdybyśmy chcieli przedstawić przypowieść Jezusa we współczesnych czasach, to może pokazalibyśmy pierwszego syna, jako tego, który „pompuje” w social mediach temat pracy w winnicy, cały czas przypominając innym, jaki to on jest zapracowany. Nawet znalazłaby się winorośl z dojrzałymi owocami, żeby zrobić sobie przy niej zdjęcie. Drugi nie buduje swojego życia w oparciu o tworzenie swojego wizerunku. On po prostu działa. On zaczyna robić to, co trzeba zrobić.
Drugi syn „opamiętał się” – czytamy w Ewangelii. Bardzo ważne zdanie w tej przypowieści. Skoro praca w winnicy, nawiązując do wymowy liturgii poprzedniej niedzieli, oznacza należenie do Chrystusa, a nagrodą tej łączności z Chrystusem jest zbawienie, to jasne jest, że w wyznawaniu wiary same deklaracje nie wystarczą. W perykopie czytanej w poprzednią niedzielę słyszeliśmy, że każdy z robotników otrzymał denara. Niezależnie od tego, o której porze życia człowiek odpowie na zaproszenie do zbawienia, otrzyma jednakową nagrodę.
Zawsze jest czas, żeby się opamiętać. Zauważmy, jaka jest kolejność w przeżywaniu tej tajemnicy. W Ewangelii nie czytamy, że uwierzył i dlatego opamiętał się, lecz opamiętał się, żeby odpowiedzieć na wezwanie. Jaka opinia wśród najbliższych gospodarza i jego synów pozostała po ich jakże różnych deklaracjach. Kogo doceniają, a na kogo spoglądają mniej łaskawym okiem? Co w końcu interesuje ojca? Czyżby PR (public relations)?