Podajemy jako pierwsi - 10 marca we wrocławskim oknie życia przy ul. Rydygiera zostawiono dziecko. Było zadbane, a matka zostawiła przy nim list.
Przy oknie życia 10 marca dyżurowała s. Otylia, przełożona wspólnoty boromeuszek we Wrocławiu. Na co dzień ma inne obowiązki, ale tym razem wszystkie zakonnice pojechały na spotkanie do Trzebnicy. Została sama w domu. Właśnie wychodziła do kaplicy, żeby przygotować Mszę Świętą, kiedy o godzinie 8.07 usłyszała alarm.
- Nie ukrywam, że byłam zestresowana, bo to moje pierwsze dziecko w oknie życia. Dyżuruję bardzo sporadycznie. Kiedy szłam do kaplicy, usłyszałam alarm. Zeszłam szybko do okna. Na początku zobaczyłam torbę. Pomyślałam, że ktoś zostawił jakieś rzeczy, bo to się zdarza. Ale po chwili, jak podeszłam bliżej, zauważyłam ruszającą się rączkę. To było przejmujące przeżycie. Na szczęście dziecko było "zaopiekowane" i zadbane - opowiada "Gościowi Niedzielnemu" s. Otylia.
Okazało się, że do okna życia trafiła tym razem 1,5 miesięczna dziewczynka. Boromeuszka nadała jej imię Łucja. Była spokojna, zadbana, ładnie ubrana i przebrana. Nie płakała. Nie miała przy sobie żadnych dokumentów.
S. Otylia znalazła przy niej krótki list od matki.
- Napisała, że dziewczynka urodziła się zdrowa i wszystko przebiegło pomyślnie - dodaje zakonnica.
Dziewczynka została zabrana do szpitala na badania.
- Miała ciemne włosy, ciemne oczy z obwódkami ciemnogranatowymi. Bardzo ładna. Ruszała spokojnie nóżkami i rączkami. Nie chciała smoczka, więc nie była do niego pewnie przyzwyczajona. Bogu dzięki, że wszystko z nią w porządku - podsumowuje s. Otylia.
Niedawno pisaliśmy o dziecku we wrocławskim oknie życia - był to chłopiec pozostawiony 30 stycznia. Minął zatem niewiele ponad miesiąc, a pojawiło się kolejne dziecko. Przeczytaj o tym więcej: Dziecko w oknie życie we Wrocławiu!