W 81. rocznicę "krwawej niedzieli", czyli kulminacji ludobójstwa Polaków na Kresach, wrocławianie modlili się wspólnie za ofiary w kościele pw. NMP na Piasku. - Wspominamy tę zbrodnię nie po to, by wzbudzać nienawiść, ale by wzbudzać prawdę - mówił ks. Marian Rybczyński.
Uroczysta Msza św. w asyście wojskowej była częścią wrocławskich obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP.
Więcej o nich przeczytasz tutaj:
- Od tamtych strasznych wydarzeń minęło 81 lat. Ktoś może postawić pytania: "Po co wracać do tamtych czasów, po co rozdrapywać rany?", "Czy nie lepiej żyć przyszłością?". Jeśli mówimy o tej zbrodni, to tylko po to, by nie zamazywać prawdy. Prawda jest warunkiem wzajemnego przebaczenia i pojednania. Bez prawdy nie można zbudować pomyślnej przyszłości. Prawda niczego nie pomija, ale prowadzi do darowania win - mówił w homilii ks. Rybczyński.
Przypomniał, że śp. Szczepan Siekierka, prezes Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, wielokrotnie mówił: "Sam ściągałem z płotu dzieci". - W komunistycznej Polsce nie wolno było wspominać głośno o tym, co stało się na ziemiach wschodnich, bo te ziemie weszły we władanie Związku Radzieckiego. Ten temat był ubrany pół wieku w milczenie. Ta ofiara nie może pójść na marne - stwierdził ks. Rybczyński.
Podkreślił, że zbrodnia raz przemilczana odradza się. Jeżeli nie pochowa się zmarłych, to ponownie kolejni władcy uznają, że można dalej mordować i niszczyć, nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności. - Polacy nie mieli pojęcia, że człowiek zdolny jest do takiej nienawiści. Nie przypuszczali, że idąc 11 lipca w niedzielę na Mszę św., już z niej nie wrócą. Ta Eucharystia skończyła się błogosławieństwem samego Boga Ojca, który przywitał ich jako męczenników. Napady na kościoły były na porządku dziennym. Oprawcy doskonale wiedzieli, gdzie spotkają Polaków w większej grupie - opisywał kapłan.
Przytoczył krótkie świadectwo swojej mamy z tamtych czasów. Opowiadała, że dzieci polskie i ukraińskie bardzo się lubiły. Razem spędzały wolny czas, odwiedzały się. Na początku wojny rosły jednak nastroje antypolskie. Ukraińcy marzyli o swoim wolnym państwie, a nasi wrogowie podsuwali im myśl, że pierwszym krokiem do tego będzie wymordowanie Polaków.
Warto wspomnieć w tym kontekście, że sprawiedliwi Ukraińcy, którzy nie dołączyli do zbrodniarzy, uratowali ponad 2,5 tys. Polaków, za co ponad 300 z nich zapłaciło życiem.
- Tak bardzo byśmy chcieli, by doszło do ekshumacji ciał ofiar mordu na Kresach. Jak wiemy, nie ma na to zgody ukraińskiej. Kiedy jechałem na Kresy, mama pytała: "Dziecko, gdzie pojedziesz? Gdzie zapalisz znicz? A modlić możemy się tutaj". Wspominamy to dzisiaj nie po to, by wzbudzać nienawiść, ale by wzbudzać prawdę. Z ust mojej mamy nigdy nie padły złe słowa w stronę sprawców - mówił ks. Marian.
Zaznaczył, że żadna przyszłość nie będzie dobra, jeśli nie będzie opierać się na wrażliwości wobec zmarłych i żywych. Trwa walka prawdy z kłamstwem, ona dotyczy także upamiętniania ludobójstwa. - Nie wojna, nie przemoc, ale Ewangelia powinna wyznaczać szlaki życia narodów. Ewangelia jest wspólną wartością dla każdego chrześcijanina - podsumował kaznodzieja.