We Wrocławiu działa modlitewna grupa wsparcia dla mężczyzn doświadczających niechcianych odczuć homoseksualnych.
Nikodem, dawny lider wrocławskiej grupy
Wejście do grupy było dla mnie przede wszystkim próbą zmierzenia się z tą częścią siebie, która była wypierana i – jako „problem nie do rozwiązania" – przez lata zamiatana pod dywan. Bardzo szybko zorientowałem się, że faktycznym problemem, nad którym trzeba pracować, nie są skłonności homoseksualne. Terapia oraz warsztaty ujawniły trudności w relacjach, szczególnie z najbliższymi. Przekonanie o tym, że w życiu to właśnie relacje, więzi są najważniejsze, utrzymuję do dziś, już jako mąż i ojciec.
Czy warto było wejść? Moim zdaniem to dobry „port”, do którego dobrze przez chwilę zacumować. Spotkać się z osobami podobnie przeżywającymi własną tożsamość, zaczerpnąć wiedzy psychologicznej o sposobie, w jaki przeżywa się uczucia. Nade wszystko „Pascha” jest jak „karczma” z przypowieści o dobrym Samarytaninie. W niej odczuwa się opiekuńczą rolę Kościoła, gdzie Jezus goi rany i pomaga dźwigać siebie samego.
Karol, w grupie od kilku miesięcy
Właściwie nie wiem, w którym momencie mojego życia obudziły się we mnie uczucia homoseksualne. Złożyły się na to różne czynniki, m.in. relacje w rodzinie, z rówieśnikami, mój charakter introwertyka.
Przyznanie się do odczuć homoseksualnych trwało dużo czasu. Wcześniej nie chciałem przyjąć tego do mojej świadomości, nie tylko dlatego, że myślałem o tym, żeby założyć rodzinę, ale też dlatego, że przez długi czas byłem związany z grupami przy Kościele (Ruch Światło–Życie, Duszpasterstwo Akademickie). Dla wielu osób z mojego otoczenia dowiedzenie się o moim problemie mogłoby być prawdziwym szokiem, bo zawsze byłem postrzegany jako bliski Pana Boga. Ale tak naprawdę nie byłem blisko Boga. Wszystkie akty wykonywałem powierzchownie, bez głębszego rozważania, „jak każe tradycja”. Dopiero na studiach zacząłem sam wgłębiać się w lekturę Pisma Świętego i doświadczyłem prawdziwego działania Boga w moim życiu. Zacząłem otwierać się na ludzi i właśnie dlatego napisałem do „Paschy”. Zrozumiałem, że potrzebuję komuś o tym powiedzieć i coś z tym zrobić. Kiedy po raz pierwszy napisałem na kontakt podany na stronie internetowej, byłem wtedy na pierwszym roku studiów. Nie miałem pracy, spotkania odbywały się bardzo często, było to dla mnie wielkie wyzwanie... i zrezygnowałem jeszcze przed przystąpieniem do grupy. Myślałem, że może te skłonności znikną same, ale im dłużej to trwało, tym bardziej nie wiedziałem, jak sobie z nimi poradzić. Po jakimś czasie (czterech latach studiów) chyba dojrzałem do tego, żeby móc wytrwać w tej decyzji i napisałem jeszcze raz.
Na spotkaniach uderzyło mnie to, że zawsze organizujemy sport, zwykle gramy w piłkę nożną. To było dla mnie najtrudniejsze, bo do tej pory zazwyczaj unikałem sportu, a zwłaszcza piłki nożnej. Od zakończenia liceum nigdy nie miałem z nią do czynienia. Okazało się, że wcale nie gram najgorzej, a najtrudniej było się przełamać. Niezmiernie ważne jest dla mnie, że w ciągu miesiąca ja modlę się za kogoś, a ktoś modli się za mnie. Mamy do siebie kontakty, możemy porozmawiać. Ja dzięki temu jeszcze bardziej otwieram się na drugiego człowieka.
W grupie uczę się odkrywać siebie przed innymi. Widzę też, że pozostali mają pewne obawy, problemy, z którymi także się borykają. To uwrażliwia mnie na innych, bo mimo że każdy ma podobny problem, to u każdego ma to inne przyczyny i mimo wszystko jesteśmy bardzo różni.
Umiejętność wejścia do grupy była kiedyś dla mnie jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie musiałem w sobie przełamać. Zamknięty w swoim świecie, nie umiałem przyznać się, że mam problem.