Po raz kolejny wraca jak bumerang cytat z "Samych swoich": "Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie".
Małgorzata Marenin, feministka, która pozwała abp. Józefa Michalika za słowa wypowiedziane w katedrze wrocławskiej w październiku ubiegłego roku, po raz kolejny przegrała w sądzie.
Nie chodzi o sam proces, bo do niego nawet nie doszło. Ostatnio Sąd Okręgowy we Wrocławiu odrzucił jej zażalenie na odrzucenie wniosku o wszczęcie postępowania w tej sprawie wydane w styczniu przez sąd rejonowy. W skrócie: procesu karnego nie było i nie będzie. Więcej o sprawie pisaliśmy tutaj i tutaj.
Sędzia w dość łopatologiczny sposób tłumaczył, dlaczego nie jest możliwe rozpoczęcie procesu. Zaznaczył, że hierarcha nie zwracał się bezpośrednio do żadnej z osób i instytucji.
Z tego powodu nikt nie został zniesławiony, a właśnie tej wersji trzymała się powódka. Dodatkowo w uzasadnieniu p. Marenin usłyszała bardzo dokładną wykładnię tego, o czym mówił abp. Michalik.
Dziw bierze, iż inteligentna kobieta nie potrafi zrozumieć, że strzela ślepakami. Nie rozumie albo sprytnie udaje. Huku i dymu w każdym razie jest dużo. Tuż po wyjściu z sali rozpraw komentowała na gorąco, że spodziewała się odrzucenia wniosku przez sąd. Dlaczego? Bo nasze sądownictwo jest daleko za Europą - trzyma stronę Kościoła. A to ciekawe...
Jeszcze ciekawsze nadejdzie. Bo jak się okazuje, p. Marenin się dopiero rozkręca. Podczas rozmowy z dziennikarzami powiedziała znamienne zdanie: „Obiecałam Państwu, że nie odpuszczę, i tak będzie”.
A na co komu taka obietnica i po co to dalej ciągnąć? Przemyśl, Kielce, a nawet Trybunał Praw Człowieka. Ta pani chce poruszyć niebo i ziemię, by sprawiedliwość była po jej stronie.
Przed pierwszym procesem p. Marenin zapewniała, że pozwała abp. Michalika ze względu na to, iż poczuła się urażona jego słowami. Nie wierzyłem, a teraz nie wierzęjeszcze bardziej.
Cała ta szopka to nic innego, jak zbijanie kapitału politycznego. Feministka jest bowiem również szefową świętokrzyskiego oddziału Twojego Ruchu.
Nie dziwią więc słowa na zakończenie rozmowy z dziennikarzami, że na pewno będzie informować o kolejnych procesach. Grunt, aby mówili, a kariera do polityki przez duże „P” stanie otworem.
Ps. Zbulwersowały mnie słowa sędziego, który de facto przyznał, że do zniesławienia nie doszło. W swojej wypowiedzi przekonywał, że od arcybiskupa Kościoła katolickiego „można było oczekiwać wyrażania swego krytycyzmu wobec feminizmu i ideologii gender w sposób mniej kontrowersyjny i szkodliwy dla związanych z tymi zjawiskami środowisk...”.
Czy to nie jest prywatna ocena sędziego? Jeśli tak, to chyba nie powinna być wypowiedziana na sali sądowej...