Nowy numer 13/2024 Archiwum

To nie gwoździe Cię przybiły

Byłeś? Przejdź ją raz jeszcze raz. Może coś innego cię poruszy. Nie byłeś? Wybierz się więc w podróż do własnego wnętrza. Publikujemy pełne rozważania z tegorocznej Akademickiej Drogi Krzyżowej ulicami Wrocławia. Warto w Wielki Piątek wziąć swój krzyż raz jeszcze.

Stacja II: Pan Jezus bierze krzyż na ramiona

To nie będzie zbyt daleka droga, choć dla poranionego biczami ciała każdy krok jest bolesnym wysiłkiem. Zaledwie pół kilometra. Ale jest to droga wyłącznie w jedną stronę. Droga, z której już nie ma powrotu. Każdy jej metr przybliża moment umierania, każdy jej krok jest krokiem ku śmierci, a oddech – oddechem ku śmierci. Wpisana jest w nią absolutna bezradność. Nic już nie można odmienić.

W jakiejś mierze każdy naprawdę trudny moment naszego życia – chwila, która nas dusi bezduszną obojętnością świata wokół nas, kiedy czujemy się bezradni, porzuceni przez wszystkich  – jest nałożeniem belki krzyża na nasze barki.

Dzięki takim chwilom dostrzegamy jednak bezmiar czasu nijakiego, czasu cieknącego nam przez palce, z którego nic, dokładnie nic się nie ostało. A jedyne, co pozostaje, to przygasłe, lecz wciąż się tlące iskierki więzi z Bogiem oraz ludźmi, którzy mnie kochają i których kocham.

I dlatego te pełne mroku chwile są potrzebne. Poprzez doświadczenie pustki i absurdu pomagają przywrócić hierarchię rzeczy przyprószoną codziennymi planami, troskami i nadziejami, krzątaniną oraz zabieganiem.

W chwili, gdy ubiczowany Jezus brał krzyż na swoje ramiona, ból przenikał każdą komórkę Jego ciała. Był całkowicie bezradny, wydany na pastwę żołdaków. Wedle ziemskich kryteriów nic nie osiągnął. Jego życie okazało się „zgorszeniem dla żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1,23). Całe jednak było wypełnione przez miłość i dobro, ofiarowaniem siebie za przyjaciół oraz za nieprzyjaciół. Niewidzialne, zdałoby się wiotkie więzi miłości, okazywały swoją moc w obliczu śmierci.

Panie Jezu, proszę, abym umiał wybierać w życiu to, co jest najważniejsze. Proszę Cię, bym uwierzył, że jestem wart miłości i umiał przyjąć miłość – Twoją oraz tych, którzy, mnie nią obdarzyli. A także bym uwierzył, że umiem kochać. I bym w chwili, gdy kiedyś przyjdzie do mnie czerń czerni, stanął przed Tobą, ściskając w dłoniach parę okruchów miłości.

« 1 2 3 4 5 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy