Byłeś? Przejdź ją raz jeszcze raz. Może coś innego cię poruszy. Nie byłeś? Wybierz się więc w podróż do własnego wnętrza. Publikujemy pełne rozważania z tegorocznej Akademickiej Drogi Krzyżowej ulicami Wrocławia. Warto w Wielki Piątek wziąć swój krzyż raz jeszcze.
Stacja IV: Jezus spotyka Matkę
Całemu życiu Jezusa towarzyszyła Maryja. Jeszcze w okresie prenatalnym, kiedy tworzy się najbardziej intymna więź łącząca ludzi, matkę z dzieckiem – od poczęcia, przez odwiedziny Elżbiety, po Betlejem, gdy otuliła pieluszkami dopiero co narodzone niemowlę. To ona przyniosła je potem do Jerozolimy, aby ofiarować Bogu, pokazywała Trzem Mędrcom, uciekała z nim przed siepaczami Heroda aż do Egiptu, a po powrocie razem zamieszkali w Nazarecie i rokrocznie pielgrzymowali do świątyni.
Była też przy Nim na początku działalności – w Kanie Galilejskiej, a potem była w pobliżu Syna, kiedy karmił, uzdrawiał i nauczał. I przez cały czas „chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (Łk 2,51). Przez ponad trzydzieści lat budowała się pomiędzy Nimi więź miłości. A teraz na Kalwarii następuje najbardziej dramatyczne spotkanie Matki z Synem. To nie tylko fizyczne cierpienie Jezusa i bliskość Jego śmierci są źródłem udręki Maryi. Jej Syn odchodzi z tego świata w pohańbieniu, uznany za bluźniercę i złoczyńcę, wyszydzany przez otaczających go ludzi.
Pośród zgiełku nienawiści, wobec – powiedzielibyśmy dzisiaj – obecnego w tłumie megahejtu, spotykają się wzrok Matki z wzrokiem Syna. Zapewne jest to tylko parę sekund. Jakby Matka Synowi, a Syn Matce pragnęli dodać wzajemnie otuchy.
To dzięki Maryi nasza wiara posiada swój ciepły, delikatny wymiar, skoncentrowany całkowicie na osobie Syna. Maryja bezustannie przypomina nam, że liczy się nie realizacja naszych postanowień, efektywność podejmowanych działań, ani pełne rozmachu akcje, czy też precyzyjnie dopracowane programy. Liczy się jedynie spotkanie z Chrystusem. Osobiste, głębokie, intymne. Przypomina też, że bez czułości, bez pełnego ciepła i delikatnego wyrażania bliźnim naszej troski, wiara w Chrystusa łatwo może przekształcić się w suchą doktrynę, w zestaw praw i obowiązków, nakazów oraz zakazów.
I wszyscy, a zwłaszcza my mężczyźni, dla których czułość kojarzy się z sentymentalizmem i czułostkowością, musimy pogłębiając naszą wiarę odrobić lekcję, której udziela Chrystusowa Matka. Albowiem „czułość jest miłością pełną szacunku, delikatną, konkretną, uważną, radosną – koryguje „męskie” poglądy kardynał Martini - Czułość jest miłością wrażliwą, otwartą na wzajemność, nigdy żarłoczną ani chciwą, ani zarozumiałą czy zaborczą, ale mocną swoją słabością, skuteczną i zwycięską, rozbrojoną i rozbrajającą...
O Maryjo, Matko czułości, daj nam łaskę nie tylko mówienia czy rozumienia, czym jest czułość, ale także tego, by nią żyć! Rozgrzej serca twarde, uczyń łagodnymi i daj pokorę mojemu duchowi i sercu!” (C. M. Martini, Maryja - kobieta pojednania).