Poznaj historię Heidi i jej udziału w ŚDM w 2008 r. w Sydney w Australii oraz świadectwo Susanne.
Przedstawicielki młodzieży z grupy Jugend 2000 z Niemiec, która przyjedzie na Dni w Diecezjach do Wrocławia, dzielą się swoimi świadectwami.
Heidi na ŚDM najpierw nie chciała jechać, potem... nie chciała z nich wracać. Oto, czego doświadczyła:
„Na te ŚDM nie chciałam jechać wcale. Po pierwsze dlatego, bo nie miałam wtedy nic wspólnego z wiarą, po drugie, bo nigdy wcześniej nie leciałam samolotem. A z Niemiec do Australii leci się od 18 do 22 godzin z postojem. Moja siostra była już z ruchem Młodzież 2000 (J2000) na ŚDM w Kolonii i uważała to za tak fajne i wspaniałe przeżycie, że chciała też jechać na ŚDM do Australii...” Uznała jednak, że to jej siostra potrzebuje tego wyjazdu bardziej niż ona – zwłaszcza, że wówczas Heidi każdy weekend spędzała na imprezie i była zainteresowana głównie chłopcami i alkoholem. Choćby ze względu na cenę rodzice uznali, że tylko jedno z dzieci może polecieć na ŚDM. W porozumieniu z nimi siostra zgłosiła do wyjazdu w ruchu Młodzież 2000 właśnie Heidi.
„Na kilka dni przed lotem, ale i wcześniej, byłam ekstremalnie wściekła na wszystkich domowników – wspomina. – Darłam się, pajacowałam, krzyczałam i wyrażałam totalny sprzeciw. Pojechać jednak musiałam, bo podróż była zabukowana i opłacona… Żeby być cool, kumplom, którzy wtedy pytali, gdzie znikam na ten czas, opowiadałam, że jadę na urlop do Australii… Podczas lotu wciąż jeszcze dużo bardziej interesowałam się różnymi rodzajami piwa oraz chłopcami w samolocie niż sprawami wiary.
Pierwszego dnia graliśmy w grę >na poznanie się<, rzucając piłką, i dostałam nią z całej siły prosto w twarz. Wskutek tego moja szczęka uległa zwichnięciu i przesunięciu z boku i do tyłu tak, że po prostu nie mogłam mówić. Oznaczało to tyle, że muszę jechać do szpitala. Na miejscu nie było jeszcze wtedy auta i mogliśmy tam pojechać dopiero wieczorem… To oczywiście super uczucie, gdy jest się zmuszonym lecieć na drugi koniec świata, dopiero tam dojechać, a tu zdarza się coś takiego i trzeba jechać do szpitala w obcym kraju, w którym nie zna się standardów higieny… Jednocześnie musisz czekać, aż ktoś ci pomoże…To był dla mnie >piękny policzek<, także psychicznie.
Pamiętam jeszcze, że na obiad było spaghetti, a ja byłam głodna jak wilk i udało mi się włożyć makaron do ust, ale zabolało, gdy tylko spróbowałam rozgnieść go językiem… Po obiedzie był wykład o spowiedzi generalnej i pomyślałam, że to obojętne, czy będę siedziała z zimnym okładem w pokoju i czekała na samochód, czy słuchała tego tutaj. I tak mnie boli, i tak… Więc usiadłam z tyłu z zimnym okładem i słuchałam.