Kiedy tuż za progiem szerokim uśmiechem witają cię Jacek i Kuba, od razu rozumiesz, że nie wszedłeś do pierwszej lepszej kawiarni.
Na wrocławskim Nadodrzu przy ul. Jedności Narodowej 47 dzieją się cuda. To cuda, które Pan Bóg czyni ludzką ręką. Wykładowcy Instytutu Filologii Polskiej, prof. Małgorzata Młynarska i dr hab. Tomasz Smereka, wspierani mocno przez otoczenie, powołali do istnienia Cafe Równik i zatrudnili do pracy w niej profesjonalnych kelnerów niepełnosprawnych. To dlatego, że klubokawiarnia promuje nowatorskie podejście terapeutyczne i jednocześnie jest wyjątkowym zapleczem badawczo-naukowym. Zajrzyj, napij się kawy i przekonaj się sam!
Kulturalny, uśmiechnięty i… ogolony
Jacek ma 20 lat i cierpi na upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim. – Lubię swoją pracę i nie sprawia mi ona żadnej trudności. Kiedy pierwszy raz chwyciłem za tacę kelnerską w Cafe Równik, byłem nieco przejęty, ale szybko mi przeszło, bo usługiwanie ludziom w naszym lokalu sprawia mi wielką przyjemność – mówi.
Wspomina, że nie mógł się doczekać otwarcia kawiarni, ponieważ dla niego nadszedł nowy etap życia. – To już jest poważna robota. W wakacje mamy mniejszy ruch, ale zdarzają się intensywniejsze godziny. Wtedy też dajemy radę. Podchodzimy do pracy na luzie. Na szczęście nie zdarzyło mi się jeszcze nic wylać czy potknąć się – opowiada. Dodaje, że ma „wypasiony” fartuch i koszulkę, co mu się w tej pracy także bardzo podoba.
Z Kubą, chłopcem upośledzonym w stopniu ciężkim i zespołem Downa, rodzice przyszli na terapię, gdy miał 6 miesięcy. Dzięki temu rozwinął mowę na poziomie podstawowym i ukształtował w sobie wysoki system rozumienia, empatii i rozpoznawania stanów. Zawsze chciał zostać aktorem i tak też trochę traktuje pracę w Równiku – jako rodzaj teatralnej gry.
– Podoba mi się to miejsce ze względu na atmosferę. Czuję się jak u siebie w domu. Wszyscy pomagają sobie nawzajem. Polubiłem kelnerowanie. Raz wylała mi się kawa, ale się tym w ogóle nie przejmuję – zapewnia. Jego zdaniem kelner powinien być uprzejmy, radosny, uśmiechnięty, kulturalny... –...i ogolony! – kończy zdecydowanie.
Wielką radość sprawiała mu pomoc rodzicom w remontowaniu i przystosowywaniu lokalu. – Nie odczuwam stresu w pracy, bo nie traktuję jej jak zawodów czy rywalizacji. Robię to, co bardzo lubię. Dlaczego mam się tym denerwować? – pyta. Przyznaje, że największym wyzwaniem dla niego są ciężkie naczynia do noszenia na tacy.
Idziemy pod prąd
Pomysł na nietypową klubokawiarnię zrodził się wiele lat temu. O jej wyjątkowości świadczą kelnerzy. Niektórzy do tej pracy przygotowywali się właściwie od niemowlaka. Bo mówiąc o Równiku, trzeba cofnąć się o ponad 20 lat, kiedy to grupa niepełnosprawnych umysłowo chłopców zaczynała terapię pod opieką prof. Młynarskiej i dr. hab. Smereki.
Przez lata nieustannie realizowali oni zadania terapeutyczne ściśle określonej metody pod nazwą „Dyna-Lingua M.S.”, nastawionej na rozwój mowy i myślenia. Stworzyli ją właśnie wrocławscy naukowcy.
– To byli chłopcy z dużymi dysfunkcjami mózgowymi, jak np. głęboki autyzm lub zespół Downa z poważnymi upośledzeniami – mówi prof. Małgorzata Młynarska. Wieloletnie liniowe badanie wykazało, że można tak poprowadzić dzieci z poważnymi zaburzeniami, iż są one w stanie sprostać zadaniom stawianym ludziom ze zdrowym mózgiem i normalnymi umiejętnościami werbalnymi.
– Wytyczyliśmy sobie jasny cel: dalej rozwijać ich aparat mowy poprzez pracę, w której trzeba mówić. Idziemy zatem pod prąd. Mają kłopoty z mówieniem? Dajemy im zadania, które wymagają mówienia, czyli np. pracę kelnera. Nasze podejście świetnie się sprawdziło – ocenia z perspektywy czasu logopeda i terapeuta.
Obecnie w Cafe Równik zatrudnionych jest dziewięcioro niepełnosprawnych – ośmiu chłopców i jedna dziewczyna. Pomysłodawcy planują w przyszłości poszerzyć ekipę.