Kolejarze po raz kolejny obchodzili rocznicę protestu głodowego, który trwał w świetlicy wrocławskiej lokomotywowni od 21 do 27 października 1980 roku. Mszy św. okolicznościowej przewodniczył abp Józef Kupny.
Głodówka bezsprzecznie była aktem założycielskim Solidarności w PKP. Wydarzenia w lokomotywowni mocno przeżywali nie tylko kolejarze, ale również członkowie związku w całej Polsce i duża część mieszkańców miasta. Liczne gesty wsparcia pokazywały, że rodzi się również ta solidarność pisana przez małe "s". Głodówka budowała poczucie wspólnoty wrocławian i była jednym z aktów założycielskich również wrocławskiej Solidarności.
Podczas Mszy św. w legendarnej już lokomotywowni abp Kupny najpierw nawiązał do dzisiejszego słowa Bożego. Podkreślił, że ewangelista Marek kieruje naszą uwagę na obiektywne znaczenie ślepoty w ludzkim życiu. - Człowiek dotknięty ślepotą nie widzi otaczającego go świata, nie ogląda twarzy kochających go ludzi, nie może podziwiać piękna przyrody i stale skazany jest na pomoc innych. Właśnie w takiej sytuacji był Bartymeusz - wyjaśniał.
Zaznaczył, że wielu przechodniów patrzyło na niego z pogardą i zapewne myśleli w sposób starotrotestamentowy: "Cierpi, bo zgrzeszył". - Ale on sam i Jezus byli innego zdania. Znał swoją niewinność, wiedział, że jego ślepota nie jest karą za grzechy. Wyczuwał, o czym świadczyło jego natarczywe wołanie, że w tym cierpieniu może mu pomóc tylko Jezus, prawdziwy Mesjasz. Dlatego błaga Go o ratunek - zauważył. - W jego okrzyku są wiara i nadzieja.
Hierarcha podkreślił, że wołanie żebraka wystarczyło, by Jezus go uzdrowił i powiedział, dlaczego: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". - Okazuje się, że Jezus niewiele od nas wymaga - tylko wiary w siebie - zaznaczył. - Jezus, uzdrawiając ślepego człowieka, nie kierował się żadnymi ludzkimi względami. Wystarczającą racją dla Niego była wiara. Zawiera się w tym dla nas znamienna nauka - trzeba Mu uwierzyć, zawierzyć, a ostatecznie powierzyć siebie.
Nauczał, że ślepemu Jezus otworzył oczy fizycznie. Zaznaczył, że dotychczas Bartymeusz siedział przy drodze pełnej ludzi, a właściwie był poza gronem ludzi żyjących, skazany na bezczynność i oczekując na śmierć. - Po uzdrowieniu otwiera się przed nim nowa perspektywa. Może aktywnie uczestniczyć w życiu swoich bliskich, społeczności. Czasami my też jesteśmy podobni do tego ślepego człowieka. Zrażeni do życia siedzimy przy drodze i wyłączamy się z działania. A tu przychodzi do nas Jezus i mówi: "Wstań, pozbieraj się, zacznij żyć na nowo. Tylko uwierz we Mnie, że ci pomogę, że nie jest mi obojętne twoje cierpienie, twój ból, problemy, niepowodzenia". Rodzi się pytanie, czy jesteśmy zdolni do takiego zrywu - zastanawiał się.
Zauważył też, że Pan Jezus nie podszedł do Bartymeusza, ale poprosił, żeby go przyprowadzili. - Musiał włożyć pewien wysiłek, musiał powstać, musiał zaryzykować. Musiał się zerwać z tego miejsca - dodał.