Gdy wybuchło powstanie warszawskie, miał 14 lat. Wstąpił do Armii Krajowej i został kolporterem prasy podziemnej. Rozmowa z kpt. Stanisławem Wołczaskim ps. Kazimierz.
A skąd Pan wiedział, którędy iść. Miał Pan jakąś mapę?
Nie (śmiech). Okupację spędziłem w Warszawie i bardzo dobrze znałem szczególnie ten teren. Skończyłem tam szkołę podstawową u księży salezjanów, potem dwie klasy gimnazjalne na tajnych kompletach.
Jako uczeń szkoły salezjańskiej był Pan blisko Kościoła. Wiara była dla Pana ważna w czasie powstańczej misji?
Oczywiście. Prasa była drukowana do południa, a my wkraczaliśmy do akcji po południu. Wcześniej, jako kolporterzy, mieliśmy wolne. Albo służyłem do porannej Mszy dwa-trzy razy w tygodniu jako ministrant, albo odkopywałem na wezwanie dowódców osoby zasypane. W Eucharystii uczestniczyłem w różnych miejscach - na Chmielnej, na Złotej, w bramie na Kościuszki. Odprawiali ją różni kapłani.
Był Pan ministrantem?
Tak, od 1936 roku, choć mam złe wspomnienia z tym związane (śmiech).
Myślę, że nie są najgorsze, skoro Pan reaguje pozytywnie. O co chodzi?
W I klasie szkoły powszechnej jesienią przystąpiłem do egzaminu na ministranta po łacinie. I... oblałem "Confiteor..." [modlitwa spowiedzi powszechnej - "Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu..." - przyp. red.]. Przez rok nie mogłem nosić pelerynek, służąc przy ołtarzu! Tylko komżę. Co się z tym wiązało? Nie mogłem ani dzwonić dzwonkami, ani być przy mszale, ani iść do ampułek. Byłem zwykłym uczestnikiem Mszy. Po roku, na szczęście, zdałem tę modlitwę. Widzi pan, jakie rzeczy się pamięta?
Dużo ludzi przychodziło na Mszę św. w czasie powstania?
Tak. Powstańcy i cywile chętnie w niej uczestniczyli. Dzisiaj, z perspektywy czasu, widzę, jak bardzo jej potrzebowaliśmy. Podnosiła nas na duchu, oczyszczała, umacniała. Przypominała, że pośród gruzów, zniszczeń, wojny wciąż najważniejszy cel w życiu to zbawienie. Księża udzielali absolucji zbiorowej, a przyjmowanie Komunii Świętej było dla nas szczególnie ważne. Siła ducha odgrywała ogromną rolę. Kto był na wojnie lub się z nią zetknął, ten rozumie dobrze, o czym mówię.