(Nie)odpowiedzialny

Kradzieże, pobicia, prostytutki, wielkie pieniądze i wielkie długi. Totalna degeneracja i… palec Boży. Janusz przezwyciężył swój upadek i odbił się od dna. Rozpoczął się Wielki Post. To dobry czas na to, by się zastanowić nad swoim życiem.

W 1996 r. w stolicy Dolnego Śląska ścierały się wpływy różnych grup przestępczych. – W tym nie brałem czynnego udziału, ale wiedziałem o kilku wybuchach i strzelaninach. W  tym okresie w  mieście ostro wchodziły narkotyki. Pojawiły się one również w moim życiu – mówi Janusz. – Najpierw marihuana, potem kokaina, przy ciągłym spożywaniu alkoholu. Najdłuższy ciąg trwał u mnie 8 miesięcy. Dzień w dzień chodziłem zaćpany i nie trzeźwiałem. Człowiek w takim stanie jest zdolny do zrobienia wszystkiego, aby zarobić – mówi.

Narkotyki były łatwym źródłem dochodu. Wraz ze „wspólnikiem” należeli do tzw. górnej półki – ludzi z miasta. Dla nich pracowało kilkunastu dealerów. – Ja się bawiłem tylko w „trawę”. Po latach widzę, że w związku z moimi rozlicznymi występkami cały czas miałem jakieś skrupuły, moralnego kaca, które, dzięki Bogu, nie znikały z mojego serca. To dobrze, bo ci, którzy ich nie mieli, odsiadują dziś w więzieniach pokaźne wyroki lub… nie ma ich na tym świecie, bo zniszczyli swoje zdrowie i życie. To było bagno! – podkreśla Janusz.

Trzy płaszczyzny

Po 8 miesiącach „w ciągu” pojawiła się u młodego chłopaka refleksja że to, co się działo w ostatnich latach jego życia, nie uczyniło go szczęśliwym. – Czułem, że co najmniej na trzech płaszczyznach jestem „trupem”. Mój organizm był doprowadzony do ruiny. Zacząłem dostrzegać, że jeśli dalej będę ćpał i pił, to po prostu nie przeżyję – mówi. Drugą rzeczą, którą zauważył, był brak przyjaciół. Ci, z którymi był związany przez działalność przestępczą, w razie „zgrzytów” byli gotowi rozbić łeb czy przestrzelić kolano. – Mnie się to przytrafiło. Przyjechało trzech „pompowańców” pod dom. Po krótkiej szamotaninie załadowali mnie do samochodu i wywieźli. Miałem szczęście. Mimo że nad moją głową i kolanami machali bronią, z pewnych względów nie zostałem „przykładem” dla innych. A byli tacy, co „przykładami” zostali – zaznacza Janusz. Nie było w tym nic niezwykłego, bo wcześniej on sam też siłowo załatwiał „swoje sprawy”. Trzecią płaszczyzną było małżeństwo, które w pewnym momencie zawisło na włosku. – Więcej czasu przebywałem w wynajętej „mecie” niż w domu. Byłem pijakiem, narkomanem i korzystałem wszędzie i gdzie tylko można z usług „przyjaciółek”. Żona z córką się wyprowadziły. Wszystko szło ku temu, by małżeństwo się rozpadło – wyznaje Janusz.

« 1 2 3 4 »
oceń artykuł Pobieranie..