Kradzieże, pobicia, prostytutki, wielkie pieniądze i wielkie długi. Totalna degeneracja i… palec Boży. Janusz przezwyciężył swój upadek i odbił się od dna. Rozpoczął się Wielki Post. To dobry czas na to, by się zastanowić nad swoim życiem.
Na szczęście za przemyśleniami poszła też konkretna decyzja, by ratować to, co się da. – Może dziwnie to zabrzmi, ale miałem sen, wskazówkę od Pana Boga. Widziałem w nim sytuację, która przytrafiła mi się po jakimś czasie za granicą. Było tam konkretne wskazanie, abym uciekał, również od tego życia – opowiada. Po powrocie do Polski z każdej strony był przyciśnięty do muru. Jednak Pan Bóg go nie zostawił. – Mówiłem sobie „Panie Boże, jeśli jesteś, to mi pomóż, bo ja już nie mogę tak dalej żyć”. On przychodzi przez doświadczenia, w nich się objawia. I właśnie przez nie przekonałem się, że jest i że mi pomaga – mówi.
Nowe życie
Janusz na jakiś czas musiał opuścić Wrocław, by przemyśleć, jak wyjść z matni, w której się znalazł. – Z żoną doszliśmy do pewnego konsensusu, że potrzeba nam „nowego życia”. Postanowiliśmy postarać się o kolejne dziecko. To miała być odskocznia od przeszłości – mówi. Zmiany w jego życiu wewnętrznym i zewnętrznym szły coraz dalej, tak że nawet żona była mocno zaskoczona. W dniu jego 25. urodzin na świecie pojawił się syn. To był znak Opatrzności Bożej. Janusz sięgnął po Pismo Święte i szukał jakiegoś Słowa dla siebie. – Dopiero lektura Ewangelii dała mi takiego ogromnego kopa. Uświadomiłem sobie, że jest Ktoś, kto chce mi odpuścić grzechy – Chrystus,który za mnie umarł i zmartwychwstał – opowiada o swoim doświadczeniu. Zerwanie z przeszłością nie było jednak łatwe. Wielki Post w 1998 r. był pierwszym przełamaniem. – Jeszcze wtedy nie potrafiłem żyć tak, jak bym chciał. Przeszedłem na „lżejszy kaliber wykroczeń” i starałem się ograniczać swoją działalność przestępczą. Dziś wiem, jakie paragrafy groziły mi za te „drobnostki”, ale wtedy to był krok w przeciwnym niż dotychczas kierunku – tłumaczy. Kolejny Wielki Post to było już totalne zerwanie ze „starym” życiem. – Począwszy od nowego roku nie piłem alkoholu, potem od Środy Popielcowej przestałem palić i podjąłem pierwszą legalną pracę. Przystąpiłem do spowiedzi i codziennie przyjmowałem Eucharystię. Pomyślałem, że jeśli wytrzymam, to będzie dobrze. Było bardzo dobrze i wiedziałem, że takiej drogi muszę się trzymać – uśmiecha się Janusz i zaznacza, że od tamtej pory do dziś na palcach jednej ręki może policzyć dni, w które nie przyjął Komunii św.
Rozwój duchowy był od tego momentu dynamiczny. Jesienią Janusz zobaczył zaproszenie na katechezy neokatechumenalne, z którego skorzystał. – Po jakichś dwóch, trzech końcowych katechezach zdecydowałem, że jest to formacja dla mnie. Kontynuuję ją od kilkunastu lat i cieszę się, że podążamy tą Drogą wraz z żoną – dodaje. To właśnie w tej wspólnocie wchodzi w głębię chrześcijaństwa, uczy się nieustannie nawracać i sięgać do źródła, którym jest chrzest.