Radni będą dziś głosować nad projektem dofinansowania zabiegów in vitro z budżetu miasta. Apelujemy o głosowanie na "nie".
O projekcie mówiła wczoraj na spotkaniu z dziennikarzami Magdalena Razik-Trziszka z Nowoczesnej, która wraz z SLD jest autorem projektu. Radna podkreśla, że zakłada on dofinansowanie procedury do 5 tys. zł dla 420 par rocznie, co obciąży w tym czasie budżet miasta łączną kwotą 2,1 mln zł.
Czytaj także:
Nie o pieniądze jednak tu chodzi, ale o człowieka. Wielokrotnie na łamach "Gościa" przytaczaliśmy wypowiedzi ekspertów, którzy w procedurze in vitro widzą realne zagrożenie. Oczywiście nie jest ono tylko rozpatrywane w kategoriach etycznych, ale również rozwojowych człowieka. Tę kwestie wielokrotnie tłumaczył genetyk, prof. Stanisław Cebrat. Oto fragment artykułu, który opublikowaliśmy w "Gościu" już w 2013 r.:
Zaznaczył (prof. Cebrat - przyp. red.), że do tej pory urodziło się na świecie ok. 5 mln dzieci poczętych za pomocą tej metody, co powinno sprawić, że wiedza o niej będzie pełna. Dlaczego nie jest? Bo brakuje odpowiedniego monitorowania takich osób ze względu na możliwość wystąpienia pewnych skutków zdrowotnych. - Jeżeli rodzice mają defekt genetyczny i uniemożliwia im on naturalne poczęcie dziecka, to widocznie w naturze tak jest, że się takich defektów nie przenosi. Natomiast jeżeli robimy in vitro, musimy być przygotowani na to, że przeniesiemy je na kolejne pokolenia - mówił profesor. Przypomniał, że sztuczne zapłodnienie jest proponowane nie tylko parom, w których kobieta, mężczyzna lub oboje cierpią na niepłodność związaną z niedoborem nabytym lub genetycznym. - In vitro to jest bardzo duży rynek. Chodzi o to, by znaleźć jak najwięcej chętnych, by można było ich poddać tej procedurze - dodał. Zaznaczył też, że kliniki zajmujące się zapłodnieniem pozaustrojowym, obserwują swoje pacjentki tylko do 10 tygodnia ciąży. Gdy uda się ją utrzymać przez ten czas, zabieg jest uznawany za zakończony sukcesem. Niestety do poronień, powikłań i ewentualnego ujawnienia chorób na tle genetycznym dochodzi w wielu przypadkach później.
O powyższych sprawach niewiele się mówi. Liczy się niestety tylko pragnienie POSIADANIA dzieci. Swego czasu mówił o tym podczas jednej z konferencji ks. Robert Szwabowicz, przybliżając personalistyczne podejście Kościoła zarówno do rodziców, jak i do dziecka:
Dziecko jest owocem miłości, a nie pragnieniem człowieka. Nie ma czegoś takiego jak pragnienie rodziców dziecka. Ono ma być owocem miłości.
Gdyby jeszcze ktoś chciał argumentów ze strony medycznej. To dostarczał ich na naszych łamach, również w 2013 r., dr Adam Banach, specjalista ginekolog-położnik, naprotechnolog, który uważa, że in vitro jest ślepą uliczką. Oto fragment artykułu:
- To jest procedura, która jest skuteczna w ok. 3 proc., chociaż ci od in vitro mówią, że to jest nawet lepsze jak prokreacja naturalna i ma ponad 50 proc. skuteczności - zauważył. Podał też konkretny przykład kliniki w Poznaniu. - W 2013 r. wykonano 660 procedur. Oni ponoć tych ciąży biochemicznych uzyskali 150, czyli cztery in vitro trzeba było zrobić, by był jakiś sygnał, że zaistniała ciąża. W rzeczywistości było ich 115 - wyliczał.
We wrocławskiej Radzie Miasta jest 37 radnych. Do przegłosowania lub odrzucenia projektu potrzeba więc 19 głosów. Apelujemy o rozwagę.
Czytaj więcej na temat zagrożeń wynikających z in vitro w wybranych artykułach z naszego archiwum: