Pod tą kraciastą dostrzegam sąsiadkę, spod czarnych zwojów wystaje kawałek kolegi, a pod tą białą znajduje się… nowy diakon! Jak dobrze ich zobaczyć! Wielkanocna radość większa jest niż wirusowa zmora.
Pierwszy od dłuższego czasu udział w szczególnie uroczystej liturgii – święceniach diakonatu. Mniej osób, puste przestrzenie, gdzieniegdzie widoczne elementy „uzbrojenia” do walki z wirusem – płyny antywirusowe, żele i chusteczki antybakteryjne wystające z torebek. Znajomy wita się łokciem, większość wybiera różnego rodzaju skłony. Uśmiech rozpoznaje się teraz po oczach – robią się wtedy skośne. Och, kilku zamaskowanych znajomych przegapiłam. Przepraszam.
Radość. Są nowi diakoni. Katedra wrocławska, kościoły NMP Matki Miłosierdzia w Oleśnicy i św. Franciszka z Asyżu we Wrocławiu wypełniają się uwielbieniem. Nowi słudzy kościelnej wspólnoty pod swoimi białymi maskami mają szerokie uśmiechy. Dobrze, że jesteście!
Kartki przy drzwiach kościelnych wciąż przypominają o ograniczeniach, jednak da się już – przy odrobinie wysiłku – znaleźć kościół, w którym bezpiecznie, w określonym gronie, można wziąć udział w liturgii. Czasem znajdziesz miejsce w bocznej kaplicy, czasem na krzesełku na placu przed kościołem. Da się!
I nie trzeba wielkich teologicznych wywodów o tajemnicy Wcielenia i Bogu, który docenił nie tylko duchowy, ale i materialny wymiar życia ludzkiego, by poczuć: tak, być fizycznie w murach świątyni, pośród ludzi; poczuć w ustach Hostię – przyjmując Komunię nie tylko w duchowym wymiarze, to „robi różnicę”. Nawet jeśli nie do końca widzisz ołtarz zza zaparowanych okularów, a wielkanocne pieśni wydobywające się z ust opakowanych warstwami bawełny czy fizeliny brzmią jakoś inaczej.
Choć idąc do kościoła, wyglądamy teraz niczym zamaskowani bandyci ruszający na bank, dobrze wiemy, po co idziemy. Ten „bank” Bożej łaski wart jest zachodu. A pod większością masek są uśmiechy. I – nawet jeśli lekko przytłumione – „Alleluja”!