- Poród Daniela, mojego pierwszego dziecka, był bardzo trudny - wspomina Anna. - Toteż kiedy rok później, w 1984 r., oczekiwałam drugiego maleństwa, paraliżujący strach uniemożliwiał mi jego urodzenie.
- Mimo upływu miesiąca od wyznaczonego terminu, pojawiające się bóle prawie natychmiast zanikały i dziecko nie mogło przyjść na świat. Na początku sierpnia opowiedziałam lekarzowi o moim problemie, a on skierował mnie do szpitala w Oleśnicy. Tam próbowano wywołać poród. Otrzymałam tabletki i zastrzyki - nic nie pomogło. Historia się powtarzała. Pojawiały się bóle, a w ślad za nimi przychodził lęk, przeradzający się w coraz większy strach i wszystko mijało. Tak było przez kilka dni - wspomina.
8 sierpnia Annę położono w sali porodowej. „Dzisiaj musi pani urodzić” - stanowczo powiedział lekarz. Dostała zastrzyk, kroplówkę i czuła, że poród się zbliża. Odczuwała coraz silniejsze bóle, a razem z nimi coraz większy strach.
- Chwilami wpadałam w prawdziwą panikę - opowiada. - Cała się trzęsłam. Bardzo chciałam urodzić dziecko, ale nie potrafiłam sobie poradzić z bólem. Próbowałam wziąć się w garść, ale bez efektu. Nagle usłyszałam śpiew pielgrzymów przechodzących pod oknem szpitala. Nie wiedziałam wówczas, że piesze pielgrzymki chodzą do Częstochowy. Mieszkałam na wsi i mało mnie to obchodziło. Pielęgniarka podeszła do okna i powiedziała, że widzi pątników idących na Jasną Górę. Odruchowo, bez zastanowienia, zaczęłam się modlić i prosić Matkę Bożą o pomoc. Obiecałam wtedy, że jeśli szczęśliwie urodzę dziecko całe i zdrowe, kiedyś razem z nim pójdę do Częstochowy - oświadcza.
Anna przerywa opowieść. Próbuje opanować wzruszenie, ale wspomnienia sprzed dwudziestu lat wciąż są żywe. Pamięta wszystko, jakby to było wczoraj. Ledwie skończyła modlitwę, strach ją opuścił, trzeźwo rozejrzała się dookoła i w tym momencie powróciły bóle. Były coraz mocniejsze, więc zawołała pielęgniarkę. Już się nie bała. Wkrótce na świat przyszła ładna, zdrowa dziewczynka. Nie płakała, tylko szeroko otworzyła czarne oczy i rozglądała się dookoła. Włosy miała też czarne, a cerę różową. Nic nie wskazywało na to, że Justynka urodziła się miesiąc po terminie. W ocenie lekarzy otrzymała maksymalną ilość 10 punktów w skali Apgar.
- Po wyjściu ze szpitala zapomniałam o obietnicy złożonej Matce Bożej - kontynuuje wspomnienia Anna. - Mijały lata, dzieci rosły. Aż kiedyś znów niespodziewanie natknęłam się na pielgrzymów. Byłam w mieście, a oni akurat przechodzili jego ulicami. Swobodnie ubrani, radośni, rozśpiewani, uśmiechnięci. Było widać, że są szczęśliwi. Patrzyłam na nich z zachwytem, chciałam być wśród nich. I nagle usłyszałam wyraźny głos: "Obiecałaś". Obejrzałam się, ale za mną nikogo nie było. Stałam sama na rogu ulicy. Od razu przypomniałam sobie swoje przyrzeczenie i postanowiłam, że za rok pójdę - opowiada.
Najpierw Anna wybrała się sama, żeby zobaczyć, jak to jest. Na następną pielgrzymkę zabrała dzieci - Daniela i Justynę. Od tamtej pory starają się co roku wędrować do tronu Maryi. Tylko raz się to nie udało, z powodu choroby w rodzinie. Justyna była z mamą już 9 razy i na pielgrzymce obchodziła swoje 18. urodziny. Anna nie wie, kto przypomniał jej złożoną Maryi obietnicę. Może Anioł Stróż, może sama Matka Boża.
- Jestem Jej wdzięczna za pomoc i opiekę - mówi. - Jestem szczęśliwa, że Jej zaufałam, a przede wszystkim, że dotrzymałam słowa. Na pielgrzymce dzieje się wiele dobrego dla duszy człowieka: odżywa wiara, pogłębia się miłość i ufność, rodzi się nowa nadzieja. Wszyscy powinni pielgrzymować, bo tam odnajduje się sens życia - dodaje z przekonaniem.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.