Oto kilka charakterystycznych wspomnień o śp. ks. Stanisławie Orzechowskim, które są odzwierciedleniem jego ofiarnej służby dla Kościoła i drugiego człowieka. Dziękujemy za odzew w akcji "Moje wspomnienie o Orzechu".
Aniela Rożek
Ze śp. ks. Orzechowskim zetknęłam się już w szkole podstawowej. Lata licealne to też lekcje religii u Orzecha. Były bardzo ciekawe i niestandardowe. Zakończyły się maturą z religii. Pamiętam temat pracy: „Kim dla mnie jest Bóg?”
Najpiękniejsze wspomnienie z ks. Orzechowskim wiąże się z moim ślubem (1979). Z narzeczonym żyliśmy wtedy w ciągłych rozjazdach. On studiował jeszcze na Śląsku, a ja pracowałam już we Wrocławiu. Po południu, dzień przed naszym ślubem, przybiegłam zapłakana do Orzecha, bo „nie ma jeszcze mojego Krzysia. Bo coś się stało, albo mnie zostawił”. Orzech spojrzał na mnie spokojnie i usłyszałam Jego ciepły, kojący głos: ”Uspokój się, ten chłopak jest porządny, dobrze mu z oczu patrzy i ja wiem, że w życiu cię nie zawiedzie. Przestań się mazać, idź do domu, wyśpij się, bo jutro masz być najpiękniejsza.”
Na drugi dzień Orzech spóźnił się na nasz ślub. Ówczesny ks. proboszcz oferował nam swoje błogosławieństwo, ale my cierpliwie czekaliśmy na naszego księdza. W końcu wszystko odbyło się jak należy. Dolna kaplica była jeszcze w trakcie budowy, tak jak nasza rodzina. Orzech pobłogosławił nam, powiedział piękne kazanie, a wszystkie jego słowa z tego i z poprzedniego dnia sprawdziły się w 100 proc. W tym roku obchodziliśmy 42. rocznicę ślubu, a mój mąż jest takim człowiekiem, jakim go widział ks. Orzechowski.
W 1986 roku ks. Stanisław ochrzcił naszą córeczkę, a gdy zapłakała, wszyscy usłyszeli: „mała Agnieszka podziękowała za chrzest”. 12 lat temu, w naszą 30. rocznicę ślubu, odprawił mszę św. Dziękczynną, w czasie której wspomniał to wydarzenie, moją mamę, troszkę z nas żartował, pobłogosławił nam i modlił się ze wszystkimi w naszej intencji.
Ksiądz Orzechowski miał również świetny kontakt ze starszymi parafianami. Pamiętam, że moja mama zawsze bardzo ciepło o nim mówiła, a w okresie wizyt duszpasterskich nie mogła doczekać się spotkania z nim. Zawsze, gdy akurat odwiedzał wiernych z jej ulicy, od mojej mamy zaczynał troszkę wcześniej kolędę. Mogli sobie choć parę minut dłużej porozmawiać i powspominać wspólne strony, tzn. Wielkopolskę.
kolejne wspomnienia na następnych stronach