Stacja V: Współcierpienie

Cierpienie innych zawsze nas przerasta. Chcemy pomóc, a czasami pogarszamy czyjeś samopoczucie nierozważnymi tekstami: "będzie dobrze", "dasz radę". Za bardzo się rozgadaliśmy w tym XXI wieku.

Cykl rozważań Drogi Krzyżowej ks. Bartosza Kasprzyszaka, który stworzył na podstawie swoich doświadczeń, emocji i przemyśleń związanych z utratą przed rokiem ukochanego ojca. 

Czytaj więcej:

Stacja V: Współcierpienie

Szymon Cyrenejczyk wracający z pola nawet się nie domyślał, że zaraz znajdzie się w ogniu zbawczych wydarzeń, że już na zawsze zapisze się w historii odkupienia tego świata. Nie pomógł z potrzeby serca. Został przymuszony przez rzymskich żołnierzy, którzy zostaliby ukarani, gdyby nasz Mistrz nie doszedł na Górę Czaszki.

Bał się, że wezmą go na języki. Bał się, że  ktoś jeszcze pomyśli, że to jakoś go dotyczy, że być może ktoś z obserwujących stwierdzi, że on również zasłużył na niesienie krzyża. To wszystko jednak nieważne, bo żyje się dalej, a to niespodziewane wyświadczenie pomocy z pewnością ma swoją kontynuacje.

Nie wierzę w to, że to krótkie współcierpienie z Jezusem skończyło się na Golgocie. Wszystko to, co robimy na ziemi ma przecież swoją kontynuacje po tamtej stronie życia. Jestem przekonany, że Szymon z Cyreny jest „kimś” w niebie, że Maryja przylgnęła sercem do obcego, który przestał nim być przez pomoc jej Synowi. Pamięta się przecież dobro uczynione komuś, kogo kochamy.


Przez kilka miesięcy odchodzenia tatusia nam również towarzyszyło wielu ludzi, którzy pomagali dźwigać krzyż choroby. Pielęgniarki z ul. Koszarowej, prof. Jacek Calik ze szpitala na Hirszfelda tak jak mogli, wykorzystywali swoją wiedzę, aby ukoić ból i cierpienie. Tak się zmienia świat: przez to, że ktoś nie jest kolejnym numerem w ewidencji, kolejnym łóżkiem do sprzątania, ale kimś, komu chce ulżyć w cierpieniu, dać nadzieję.

Cierpienie innych zawsze nas przerasta. Chcemy pomóc, a czasami pogarszamy czyjeś samopoczucie nierozważnymi tekstami: "będzie dobrze", "dasz radę". Za bardzo się rozgadaliśmy w tym XXI wieku. Zbyt dużo ludzi nie udźwignęło cierpienia, wpadło w rozpacz, popełniło samobójstwo, żebym z niewzruszoną pewnością mówił: „Bóg da Ci tylko tyle cierpienia, żebyś wytrzymał.” Naprawdę tak łatwo nam mielić językiem? Lepiej wziąć przykład z przyjaciół Hioba.

Sam pamiętam, że przy tatusiu byłem jak dziecko we mgle. Kilka dni przed śmiercią powiedziałem mu: „Nie umiem być księdzem przy Tobie. Nie wiem, czy chcesz, żebym Cię namaścił, wyspowiadał, podrzucił jakieś rozważania Drogi Krzyżowej. Podpowiedz mi tatuś jak być kapłanem dla Ciebie…” A może nie trzeba było mówić, nie pytać, tylko od razu robić?

Kilka dni przed śmiercią mój brat wykąpał tatusia. Bardzo mi tym zaimponował. Niby posługiwałem przez rok w hospicjum, niby nieraz w henrykowskim Caritasie widziałem odkryte ciało człowieka, a jednak nie zdobyłem się na odwagę, aby umyć tatusia. To mój upadek pod krzyżem. Pokonała mnie jakoś ta intymność. Dzięki Bogu mam brata. Tak się dziwnie składa, że też ma na imię Szymon.


Mój Mistrzu, proszę Cię o większą odwagę wyswobodzenia się z konwenansów, przekraczania granic tego, co wypada zrobić dla potrzebującego człowieka wtedy, kiedy mogę mu okazać miłość. Ześlij Ducha, aby nauczył mnie milczenia przy kimś, kto cierpi.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..