Śmierć fascynuje, bo zawsze odsłania prawdę o ludziach. Wtedy już nic się nie ugra. Zbyt potężny to bodziec. Niby też wiemy, że odchodzimy z dnia na dzień, a jednak rozsiadamy się na tej ziemi. Żyjemy tak, jakby śmierci nie było.
Rozpoczynamy Drogę Krzyżową, którą poprowadzi dla czytelników "Gościa" ks. Bartosz Kasprzyszak. Stworzył on cykl rozważań na podstawie swoich doświadczeń, emocji i przemyśleń związanych utratą przed rokiem ukochanego ojca. Rozważania do kolejnych stacji będziemy publikować na wroclaw.gosc.pl co 2 dni od piątku 8 marca.
Czytaj więcej:
WSTĘP
To będzie Droga Krzyżowa o sercach dwóch mężczyzn, którzy odgrywają najważniejszą rolę w moim życiu. To będzie hołd wdzięczności, że dzięki tym mężczyznom mogę żyć pełnią życia, ale bez jakichś niezwykłości, bez uzależniania swojego nastroju od duchowych fajerwerków. Dzięki tym mężczyznom wiem, że chrześcijaństwo to wewnętrzna siła, zadziwienie, dobra codzienność, to pomoc w dźwiganiu krzyża innym, to codzienne zmartwychwstawanie z upadków.
Droga Krzyżowa jest zawsze o miłości. Celebrujemy co roku Jezusowe Serce, aby stąd zaczerpnąć siły do kochania ludzi. Wiemy jednak, że każde serce ma niesamowitą zdolność pękania po wielokroć. Ponoć kości ciała ludzkiego wzmacniają się w miejscu złamania. Serce nie.
Tak naprawdę całe nasze życie jest próbą poszukiwania właściwego rytmu tego serca, mimo że grzech tak często nas nakręca, żeby choć na chwilę przyśpieszyć jego rytm. Rozgrzewać i studzić jak kawał żelaza w ręku kowala.
Zazwyczaj osłaniamy je przed zranieniami, ale też próbujemy żyć, nie słuchając jego głosu. Nie tylko przecież na twarze nakładamy maski. Miliony ludzkich serc zatraciły swój rytm, bo zostały zranione. I jakąś niezwykłą wolą bycia pokochanym mówimy sercu: „Nieważne, jeszcze raz odkryję cię na ciosy, zaryzykuje, może teraz nie zostanie zranione”. Miliony serc skamieniały, zapominając, że Bóg ma moc przywrócić im właściwy rytm.
Serca, o których chcę napisać, nigdy nie stwardniały. Odsłaniały się na uderzenia włóczni, nie próbowały odgrywać się za doznane rany.
Jedno serce bije do tej pory. W Jezusie - naszym Mistrzu. Pamiętam jednak moment, gdy zatrzymało się na chwilę, bo Jego współodczuwanie z ludźmi nie ma równego sobie. I zawsze się zatrzymuje, kiedy my cierpimy, bo tak bardzo kocha.
Drugie serce zatrzymało się 14 marca 2018 roku. To było serce mojego Tatusia. O tym będzie ta Droga. O sercach, które uczą mnie współodczuwać.
STACJA I: Sprawdzian na wytrzymałość serca...
czytaj na następnej stronie