To nie był normalny dzień w historii tego świata. Zabili nam Boga! Bili Go po głowie, pluli na Niego, przedziurawili mu serce - robi to na nas jeszcze jakiekolwiek wrażenie?
Cykl rozważań Drogi Krzyżowej ks. Bartosza Kasprzyszaka, który stworzył je na podstawie swoich doświadczeń, emocji i przemyśleń związanych z utratą przed rokiem ukochanego ojca.
Czytaj więcej:
Stacja XII: Przybytek serca
To nie był normalny dzień w historii tego świata. Bardzo dużo się działo w Jerozolimie 14 dnia miesiąca Nisan. Zaćmienie Słońca, pękające skały, chodzący po Świętym Mieście zmarli, drgająca ziemia. Naprawdę można wobec czegoś takiego przejść obojętnie i nie skojarzyć faktów?
Zabili nam Boga! Bili Go po głowie, pluli na Niego, przedziurawili mu serce - robi to na nas jeszcze jakiekolwiek wrażenie? Myślisz, że to tylko historia sprzed dwudziestu wieków?
W 1996 w Buenos Aires zbadano hostie, którą ktoś porzucił w kościele. Patomorfolodzy stwierdzili, że to fragment mięśnia sercowego. Badanie laboratoryjne potwierdziły, że to serce mężczyzny, który był bity w okolicy klatki piersiowej. Stan zapalny, obecność białych ciałek wskazuje na fakt, że to serce cierpiało! To jest nauka, nie wiara! Masz jeszcze jakąś wątpliwość co przyjmujesz w czasie Mszy Świętej i czy warto?
Poprzez śmierć na krzyżu, Jezus potwierdził, że te wszystkie lata mówienia o miłości, to nie były puste deklaracje, klepanie po pleckach i "fajność" hipisowskiej nauki o miłości, która nic nie kosztuje. To jest Jego niemy krzyk do ciebie i do mnie: „Jesteś cenny w moich oczach i gdyby trzeba było, drugi raz przeszedłbym to samo. Dla ciebie”.
Cóż cenniejszego nad życie? Jak bardziej mógłbyś pokazać komuś, że go kochasz? Dzięki tej śmierci mamy siłę, żeby codziennie umierać dla siebie, dla grzechu. Kocham Kościół m.in. za to, że znam ludzi, którzy od ukrzyżowanego Mistrza codziennie czerpią siłę do walki o piękne serce. Mam szczęście znać ludzi, którzy, gdyby tylko trzeba było oddać swoje życie za umierające dziecko, zrobiliby to. Tu nie chodzi o romantyzm, tu chodzi o konkret życia.
Jest jednak ograniczony czas umierania. Trzeba się spieszyć. Trzeba zdążyć przed zachodem Słońca, nie odkładać pożegnania na jutro, na zaraz. Kilkanaście godzin przed śmiercią tatusia głosiłem rekolekcje w Namysłowie. Dzień wcześniej powiedział: „Synu, jutro nie musisz przyjeżdżać, pojutrze się spotkamy”. Po naukach położyłem się na poobiednią drzemkę, ale zaraz wstałem z myślą, że teraz nie mogę posłuchać Taty tylko muszę jechać do Wrocławia. I to było ostatnie z nim spotkanie.
Czternastego marca 2018 roku, to najpiękniejsze serce jakie poznałem na ziemi, bijące nieprzerwanie od 64 lat, przestało bić. Szymon zadzwonił, bardzo płakał. Wstałem z łóżka, wziąłem prysznic, ale to już był inny prysznic. Wszystko zaczęło być inne. Niby się robi to, co zawsze, ale z innym sercem, pękniętym.
Poszedłem do kaplicy poprosić moich synów-kleryków o modlitwę. Ks. wicerektor Krzysztof przytulił mnie. Chyba najbardziej tego potrzebowałem. Nie słów, bo każde było za małe, za płytkie, nie w porę.
Jeśli miłość to motyle w brzuchu, to śmierć jest wstrzyknięciem przez węża trucizny w samą aortę. Czujesz jak z krwią roznosi się po ciele zatruwając myśli, osłabiając serce. I chcesz wypłakać tę truciznę i wiesz, że już nigdy nie zdołasz.
Dwie godziny później trzeba było przejść przez próg prosektorium. Nogi z waty. To jest jakieś przerażające miejsce. Wystająca z worka głowa ukochanego tatusia. Jak bardzo chciałoby się zrobić zadymę, znaleźć kogoś winnego, kogoś, kto wsadził ukochane ciało do czarnego wora. Kto śmiał to zrobić? Obok worek z rzeczami tatusia. To są chwile, gdy czujesz, jak ktoś ci wykręca serce jak szmatę. I ten inny blask jarzeniówki odbijający się w otwartych, ale zgaszonych oczach. To się nie dzieje naprawdę! Ta zimna skóra! Dotykasz ciało, które przekazało ci życie i błagasz, żeby ciepło z okolicy serca grzało cię jeszcze choć chwilę.
W podobnych godzinach umarł też ks. Czesław - mój były proboszcz. Zawsze jak coś się działo w Kościele, od razu wyciągałem telefon i dzwoniłem, bo tatuś, jak mało kto, interesował się życiem naszej diecezji, zmianami personalnymi itp. Chciałem więc zadzwonić i powiedzieć: „Tatuś, nie uwierzysz co się stało: ksiądz proboszcz umarł!”. Wyciągnąłem telefon i …
Panie Jezu, kiedy umarłeś, zasłona przybytku w świątyni Jerozolimskiej rozerwała się z góry na dół odsłaniając to, co było najświętsze dla Żydów. W tym dniu rzymski żołnierz rozerwał Ci też zasłonę ciała odsłaniając to, co było w Tobie najświętsze - Twoje serce. Śmierć tatusia też przebiła włócznią nasze serca. Błagam Cię, powstań z martwych jak najszybciej i przywróć go do życia. Zabierz z opuszków palców to zimno. Przywróć blask w oczach. Tchnij w niego życie!